Kto przyjdzie na Święta?

Kto przyjdzie na Święta?

Macie kilka dni wolnych z okazji Świąt? Leżycie na kanapie, napchani po uszy piernikiem, makowcem, cukierkami z choinki i nie macie siły ruszyć palcem? Może to dobra okazja, żeby obejrzeć sobie jakąś lekką włoską komedyjkę w świątecznym klimacie?

Lekkie włoskie komedyjki w świątecznym klimacie są… aż nazbyt lekkie. Mówię tu o serii cinepanettone, której doprawdy nie sposób nazwać wielkim kinem, a raczej prostackim (choć niekiedy zabawnym) żonglowaniem motywami seksualnymi i romantycznymi w gwiazdkowej lub quasi-gwiazdkowej oprawie. Dlatego cinepanettone nie polecam. Opowiem natomiast o „Indovina chi viene a Natale”, filmie z 2013 roku w reżyserii Fausta Brizziego.

1

http://www.darksidecinema.it/indovina-chi-viene-a-natale-darksidecinema-it-intervista-il-regista-fausto-brizzi-e-il-cast-del-film/

Fabuła w gruncie rzeczy nie jest specjalnie odkrywcza: mamy odwieczny motyw krewnych zjeżdżających się na Święta do domu rodzinnego, pierwszy raz po śmierci seniora rodu Leonarda (pojawia się w jednej scenie, w tej roli Gigi Proietti – strasznie  go lubię!). Przyjeżdża jego starszy syn z żoną i córką Valentiną; ta ostatnia (Cristina Capotondi) przyprowadza po raz pierwszy swojego narzeczonego, niepełnosprawnego Francesco (znany nam doskonale Raoul Bova), który ma protezy dłoni. Ten wątek jest zdecydowanie najciekawszy, tym bardziej, że Bova dobrze sobie radzi w roli niepełnosprawnego (podobno na planie towarzyszyła mu osoba niepełnosprawna, która doradzała, jak należy grać) i demonstruje, jak wiele czynności można wykonać za pomocą stóp. Rodzice Valentiny nie są zadowoleni z wyboru córki: w szczególności ojciec mocno daje do zrozumienia, że nie życzy sobie takiego zięcia.

Oprócz tego do rodzinnego domu przyjeżdża Chiara, córka Leonarda, matka dwojga dzieci w wieku szkolnym, wraz ze swoim pięćsetnym narzeczonym (Claudio Bisio, znany chociażby z Benvenuti al Sud). Dzieci nie bardzo akceptują nowego partnera matki i starają się za wszelką cenę zatruć mu życie, co znakomicie im wychodzi. Także ten wątek jest dosyć udany.

Trzecią osobą zjeżdżającą na święta jest Antonio, syn z nieprawego łoża zmarłego Leonarda. Antonio, zamieszkały w Neapolu, przywozi ze sobą swoją neapolitańską żonę i trójkę dzieci. Tu jest najsłabszy punkt filmu, gdyż ten wątek nie jest ani dobrze poprowadzony, ani dobrze zagrany, ani wreszcie – zabawny.

Mimo tej słabości całość daje się oglądać bez żadnej przykrości, a nawet z przyjemnością. Dlatego muszę przyznać, że zdziwiły mnie przeczytane niedawno recenzje opiniotwórczych dzienników (La Repubblica, Il Corriere della Sera), które „Indovina chi viene a Natale” po prostu zmiażdżyły. Na długiej liście zarzutów znalazły się uwagi, że komedia miała być ambitna, a nie jest, że reżyser chciał zadowolić wszystkich, a nie zadowolił nikogo, że film jest płytki i banalny. Nie byłabym w ocenie aż tak surowa. Nie wiem, czego spodziewali się dziennikarze: świątecznego arcydzieła? Nie jest to z pewnością film wybitny, ale też i nie do tego aspiruje, zakończenie jest raczej kulawe, ale ma kilka mocnych stron: świetną grę aktorską (Proietti, Bisio, Angela Finocchiaro to tylko niektóre nazwiska), ciekawy wątek niepełnosprawnego, niektóre naprawdę ładne sceny. Na tle twórczości typu cinepanettone wydaje mi się raczej dość ciekawym portretem rodzinnym, z nutką humoru, ale i wykorzystującym nieco wątek „parenti serpenti”.

Oglądaliście? Jeśli tak, dajcie znać koniecznie. Jestem bardzo ciekawa, czy przychylacie się do mojej opinii czy raczej do krytyk dziennikarzy.

Aleksandra: kompletnie zwariowana na punkcie Włoch, włoskiego i wszystkiego, co się z włoskim łączy.