Drodzy Czytelnicy,
Dziś jest wpis, ostrzegam, raczej dla kobiet i to wpis dość frywolny. Będzie bowiem o mężczyznach. O włoskich mężczyznach. O przystojnych mężczyznach. Mianowicie o moim prywatnym, osobistym top 3, jeśli chodzi o włoskich aktorów! I w komentarzach spodziewam się gorących polemik, podawania własnych typów, komentarzy i pochwał tudzież krytyk pod adresem mojego gustu. Ale na razie poznajcie moje typy.
Moim absolutnym numerem jeden jest Pierfrancesco Favino, znany włoski aktor, dość, jak na mojego idola, wiekowy, bo urodzony w 1969 w Rzymie (19 lat różnicy, mamma mia). A zobaczyłam go pierwszy raz wtedy, kiedy w ogóle żaden włoski i żadne Włochy mnie nie interesowały, bo w filmie „Anioły i demony”, w roli komisarza gwardii szwajcarskiej, Olivettiego (co za szczęście, że nie nosił tego tradycyjnego stroju gwardzisty, tylko seksowny garnitur – mogłabym się odkochać). Favino jest w ogóle dobrze aktorsko wykształcony, grał w wielu świetnych filmach i pracował z wieloma uznanymi reżyserami:słowem, ma status gwiazdy z wysokiej półki. Przypomnę choćby dla porządku kilka znanych jego filmów: El- Alamein: na linii ognia (nominacja do nagrody David di Donatello), L’ultimo bacio, Romanzo criminale (deszcz nagród), L’uomo che ama, Baciami ancora (piosenka do tego filmu należy do moich ukochanych), Figli delle stelle. W każdej roli oczywiście jest wspaniały, ale jeśli którejś kobiecie zależy najbardziej na zobaczeniu jego walorów zewnętrznych, polecam Cosa voglio di più: film kontrowersyjny, w którym Piefrancesco pokazuje znacznie więcej niż swoją przystojną twarz!
Numer dwa to rzecz jasna Riccardo Scamarcio, który kompletnie mnie uwiódł swoją rolą w skądinąd moim ukochanym filmie „Mine vaganti”. Urodzony w 1979 (9 lat różnicy, to już lepiej), debiutował w różnych serialach i mniej znaczących produkcjach, aż zwrócił na siebie uwagę w słynnym Tre metri sopra il cielo, filmie, który w 2004 roku odniósł gigantyczny sukces i uczynił z Riccardo nowy symbol seksu. Ciekawostką jest fakt, że występował u boku Pierfrancesco Favino w Romanzo criminale (widziałam tylko fragment tego filmu: dwa seks symbole w jednym filmie to za dużo na moje stare, schorowane serce). Moją ulubioną jego rolą pozostaje ta w „Mine vaganti” , ale jak ktoś ma ochotę popatrzeć jeszcze w te cudowne jasne oczy, to polecam Tre metri sopra il cielo, L’uomo perfetto, Mio fratello è figlio unico, Nessuno si salva da solo.
Numer trzy znany jest każdej kobiecie, która widziała Pod słońcem Toskanii. Tak, tak, przystojny Marcello, czyli Raoul Bova, to we Włoszech niezła gwiazda! Urodzony w 1971 w Rzymie, zaczynał swoją karierę w telewizji, ale szybko został okrzyknięty sławą, chociażby po rolach w Piccolo grande amore czy Palermo Milano solo andata. Od 2002 pojawia się także w produkcjach hollywoodzkich: u boku chociażby Sylvestra Stallone czy Michaela Keatona, a nawet Angeliny Jolie i Johnny’ego Deppa (mała rólka w Turyście). Bova, choć jest bardzo dobrym aktorem i angażuje się mocno w różne akcje charytatywne, ostatnio jest na ustach wszystkich z powodu rozstania z żoną i nawiązania romansu z hiszpańską aktorką Rocio Munoz Morales (widzianą ostatnio w Un passo dal cielo), która – jak głoszą plotki – jest w ciąży. Jeśli chodzi o mój ulubiony film z Raoulem Bova, to nie jest to wcale Pod słońcem Toskanii, tylko świetne i wspaniałe Indovina chi viene a Natale: Bova zmierzył się tam z rolą osoby niepełnosprawnej.
To jeszcze raz…
No i jak Wam się podoba moje top 3? Powtarzam: spodziewam się nazwisk Waszych przystojniaków w komentarzach!