Kto choć raz był we Włoszech w połowie sierpnia, wie doskonale, czym jest Ferragosto. 15 sierpnia, święto Wniebowzięcia Matki Boskiej (Assunzione di Maria) to dzień święty dla wszystkich Włochów – dosłownie. Dzień to wolny i już, kto tylko może, ten pracuje, a i nawet weźmie sobie kilka dni wolnych w okolicach Ferragosto i stworzy sobie tzw. ponte, czyli odpowiednik naszego długiego weekendu. No i kto żyw, ten pędzi nad morze, w góry, nad jezioro, do domku pod lasem – gdzie może, byleby uciec z miasta.
Ferragosto ma swoje korzenie w starożytności, za panowania Oktawiana Augusta – ten to sympatyczny cesarz ustanowił święto o nazwie feriae Augusti (odpoczynek Augusta), które było częścią większych obchodów i rytuałów ku czci bóstw ziemi, płodów rolnych, zbiorów i tak dalej. Jednak tak naprawdę Ferragosto i sposób jego obchodzenia zawdzięczamy nikomu innemu, jak Mussoliniemu. Tak! Pomimo że zasadniczo był to osobnik psychopatyczny, to miał kilka niezłych pomysłów.
W okresie reżimu faszystowskiego, a więc w latach 1922 – 1943 (mniej więcej, istnieją spory co do dokładności oficjalnego rozpoczęcia się i zakończenia faszyzmu we Włoszech) z inicjatywy Duce założono stowarzyszenie o nazwie Opera Nazionale del Dopolavoro – organizację, której zadaniem było organizowanie czasu wolnego pracownikom. Brzmi koszmarnie, prawda? Gdyby któryś z moich licznych pracodawców zechciał mi zorganizować czas wolny, uciekłabym z krzykiem. Ale wtedy wyglądało to troszkę inaczej – masa prostych robotników, niemająca ani dużych funduszy, ani pojęcia o higienie pracy i odpoczynku, mogła dzięki temu zrobić coś ciekawszego niż harować dzień i noc. W każdym razie to Opera Nazionale del Dopolavoro zapoczątkowała tradycję wyjazdów za miasto z okazji Ferragosto. Wycieczki stały się możliwe dzięki tak zwanym Treni Popolari di Ferragosto: była to usługa kolei włoskich, która przewidywała specjalne rabaty na bilety w dniach 13,14 i 15 sierpnia. Istniały dwie taryfy: „Gita di un sol giorno”, czyli bilet ważny jeden dzień w promieniu do 100 kilometrów oraz „Gita di tre giorni”: bilet trzydniowy, obejmujący dystans do 200 kilometrów. Nie trzeba dodawać, że 15 sierpnia był powszechnie dniem wolnym od pracy.
Dzięki tej inicjatywie wycieczki stały się nową świecką tradycją: bardzo wiele rodzin włoskich miało dzięki temu choćby symboliczne wakacje. Jako że w cenie wycieczki nie było wyżywienia, upowszechniło się zabieranie ze sobą jedzenia na drogę: tak zwanych pranzo a sacco, które można było zjeść na świeżym powietrzu.
Wyprawy cieszyły się ogromnym powodzeniem: na podstawie liczby sprzedanych biletów można oszacować, że na przykład w 1936 roku wybrało się na wycieczkę z okazji Ferragosto grubo ponad milion osób.
Idea Treni Popolari di Ferragosto zakończyła się wraz z wybuchem drugiej wojny światowej. Jak wiemy, po krwawych walkach zakończył się we Wloszech faszym, lecz tradycja wycieczek pozostała. Jeśli więc 15 sierpnia okaże się, że zamiast w gwarnym mieście jesteście na pustyni, wiedzcie, że to wina (zasługa?) Benito Mussoliniego…
A zatem Drodzy Czytelnicy! Życzę Wam udanego Ferragosto. Niech się nikt nie waży jutro pracować!