Mówiłam sto razy, powtórzę sto pierwszy: jestem maniaczką kryminałów. Zaczęło się w dzieciństwie, odkąd pierwszy raz przeczytałam książkę Agathy Christie i pewnie tak mi zostanie. A nawet się nasili. W każdym razie, jeśli i Wy lubujecie się w mhrocznych historiach, ten wpis jest właśnie dla Was: będzie bowiem mowa o Potworze z Florencji (mostro di Firenze). Tak, tak, Florencja to nie tylko piękne Duomo i fantastyczna kuchnia, ale także miejsce działania najsłynniejszego włoskiego seryjnego zabójcy.
Potwór z Florencji mordował pary uprawiające seks w samochodach (co było wówczas bardzo powszechną praktyką) na obrzeżach Florencji lub poza granicami miasta, w niewielkich miasteczkach na toskańskich wzgórzach. W sumie działał przez 17 lat i zamordował 16 osób, a także wywołał prawdziwą psychozę (psicosi) we Florencji i okolicach. Modus operandi był niemal zawsze ten sam: najpierw postrzał z broni palnej (arma bianca) w kierunku mężczyzny. Gdy ten umierał, morderca wyciągał (trascinare) kobietę z samochodu, oddalał kilka metrów od pojazdu, zabijał nożem i potwornie okaleczał (mutilare), szczególnie narządy rozrodcze i piersi. Ponieważ wszystkich zbrodni dokonano w doskonale wybranych miejscach, ciemnych i odludnych, policja doszła do wniosku, że sprawcą jest osoba zamieszkała w okolicach Florencji.
Cała sprawa zaczęła się prawdopodobnie już w 1968 roku, kiedy to zamordowano Barbarę Locci i Antoniego Lo Bianco, parę kochanków: znaleziono ich na przednich siedzeniach auta, podczas gdy na tylnym spał sześcioletni synek Barbary, Natalino. Początkowo podejrzewano o zbrodnię męża Barbary, Stefano Mele, który najpierw przyznał się do zabójstwa, ale później odwołał zeznania. Okazało się, że Barbara miała licznych kochanków, w tym niejakiego Salvatore Vinci i jego brata Francesco: podejrzenia skierowano na nich. Jednak ostatecznie w toku śledztwa skazano Stefano Mele na 14 lat więzienia (carcere), mimo wielu niezgodności (incongruenze), niespójności i braku dowodów.
Sześć lat później doszło do kolejnego podwójnego morderstwa (duplice omicidio): zamordowano parę nastolatków, którzy kochali się w samochodzie w bocznej, rozkopanej uliczce. Najpierw został zastrzelony mężczyzna; kobietę postrzelono trzykrotnie, ale strzały jej nie zabiły. Sprawca wyciągnął ją z samochodu, odciągnął na bok i zadał trzy śmiertelne uderzenia nożem (coltellate) w okolice mostka (sterno), co spowodowało śmierć. Później potwór uderzył kobietę jeszcze 96 razy, okaleczająć szczególnie piersi i narządy rozrodcze. Obrażenia ofiary były tak przerażające, że jeden z karabinierów, którzy odnaleźli parę następnego dnia, zemdlał (svenire) na ten widok.
W 1981 roku schemat się powtórzył:kolejna młoda para, zastrzelony mężczyzna, postrzelona, pchnięta nożem i okaleczona kobieta. W samochodzie pary znaleziono pięć łusek (bossolo) nabojów i gdy zidentyfikowano broń, okazało się, że użyto jej także w 1968 i 1974 roku. O tę zbrodnię oskarżono niejakiego Vincenzo Spalletti, kierowcę szpitalnej karetki, który był znanym w okolicy guardone (czyli podglądaczem kochających się par: doprawdy…) i który podobno opowiadał w pobliskim barze o obrażeniach, jakie odniosła zamordowana kobieta (były to szczegóły,których policja nie ujawniła). Spalletti trafił do więzienia, a w tym czasie jego żona i brat zaczęli otrzymywać anonimowe telefony z zapewnieniem, że Vincenzo wkrótce wyjdzie z więzienia (essere scagionato) z powodu tego, co ma się wydarzyć. No i się wydarzyło: kolejne morderstwo, popełnione w październiku tego samego roku, zgodnie z tym samym schematem i z użyciem tej samej broni, w pobliżu miejsca poprzedniej zbrodni. Podobna sytuacja powtórzyła się rok później, lecz tym razem mordercy nie udało się wyciągnąć i okaleczyć kobiety: w pobliżu rozgrywała się impreza i ktoś dosyć szybko wezwał karetkę i policję. Postrzelony mężczyzna trafił do szpitala żywy i choć policja utrzymywała, że ujawnił dużo informacji o zabójcy, okazało się to nieprawdą: zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Wtedy też do policjantów trafił list anonimowy o treści „Dlaczego nie przyjrzycie się procesowi przeciwko Stefano Mele?”. Skojarzono, że morderstwo z 1968 roku mogło być pierwszym z serii.
W 1983 roku znaleziono kolejne ciała, tym razem dwóch niemieckich turystów: była to para homoseksualna i najprawdopodobniej zbrodniarza zmyliły długie włosy i drobna budowa ciała jednego z mężczyzn. Żadne z ciał nie było okaleczone, jednak na miejscu zbrodni znaleziono te same łuski z pistoletu co przy wcześniejszych zbrodniach. W 1984 i 1985 dokonano kolejnych morderstw: w tym ostatnim przypadku ofiarami byli francuscy turyści, śpiący w namiocie, jednak poza tym szczegółem mord był dokonany w ten sam sposób co poprzednie. Bezczelny zbrodniarz przesłał odcięty kawałek piersi kobiety do prokuratora prowadzącego śledztwo.
Toskanię ogarnęła panika: młodzi ludzie bali się wychodzić o zmroku z domu. Prowadzono intensywne śledztwo przez specjalnie utworzoną Squadra Anti – Mostro, jednak dopiero w 1991 roku, a więc sześć lat po ostatnim zabójstwie, grupa ta wpadła na trop. Sprawę Potwora powiązano z niejakim Pietro Paccianim, który odsiadywał właśnie wyrok za gwałt (stupro) swoich własnych córek – od roku 1986.. Według policyjnych psychologów miał on wszystkie cechy seryjnego zabójcy, w dodatku w 1951 roku dokonał morderstwa: nakrył swoją narzeczoną na zdradzie ze znacznie starszych mężczyzną, którego zabił, a następnie zgwałcił dziewczynę tuż obok zwłok jej kochanka. Pacciani tłumaczył się, że działał w afekcie i skazano go na 13 lat więzienia. Istniały liczne poszlaki (indizi) wskazujące na jego winę (m.in.zbierał artykuły o zbrodniach Potwora z Florencji), ponadto w jego domu znaleziono przedmioty należące do ofiar z 1983 roku. Znano go jako człowieka brutalnego (violente) i skłonnego do przemocy: maltretował i gwałcił żonę i córki. Po prostu… Potwór z Florencji. W 1994 roku skazano Paccianiego na dożywocie (all’ergastolo) za czternaście zabójstw: nie udowodniono mu morderstwa z 1968 roku. Jednak, jak to zwykle bywa we Włoszech, wniesiono apelację i Pacciani został… oczyszczony z zarzutów. Dwa lata później wznowiono proces: w ogrodzie Paccianiego znaleziono broń, z której prawdopodobnie dokonano zabójstw. Pietro nie doczekał wyroku: zmarł w 1998 roku, a okoliczności jego śmierci nie są jasne, w jego krwi lek na astmę (podejrzany nie miał astmy i nie powinien zażywać takich leków ze względu na problemy z sercem), a sąsiedzi zeznawali, że Pacciani wyraźnie się czegoś bał, zamykał dokładnie drzwi i okna i nie wychodził z domu. Pojawiła się wtedy hipoteza,że za zbrodniami i za śmiercią Paccianiego stoi jakaś sekta, jednak trop ten prowadził donikąd.
Oskarżono jednak dwóch innych mężczyzn: Mario Vanniego i Giancarla Lottiego, obu w dość zaawansowanym wieku (Vanni miał w momencie procesu ponad 70 lat, Lotti ponad 50) o współudział w zbrodniach Potwora. Vanni został skazany na dożywocie: zmarł w 2009 roku. Lotti natomiast, jako jedyny z trzech oskarżonych, przyznał się do zabójstwa homoseksualnej pary, twierdząc, że został do tego zmuszony przez Paccianiego i Vanniego. Jego zeznania nie wydawały się w 100% wiarygodne, jednak dostał 30 lat więzienia: zmarł w 2002 na nowotwór wątroby.
Teoretycznie zatem sprawa jest rozwiązana: Potworem z Florencji był Pietro Pacciani. W całej sprawie jednak, jak w większości tego typu sytuacji, jest całe mnóstwo niejasności i wątpliwości, także tych dotyczących winy Paccianiego i jego kompanów. Na przykład Lotti, trzeci oskarżony, uważany był za mitomana, stąd nawet jgo przyznanie się do winy nie było do końca wiarygodne. Wiele osób zamieszanych w zbrodnie zmarło w niewyjaśnionych okolicznościach; od 2001 roku nie ma też śladów po synu Barbary, Natalino. Podejrzewano tez intensywnie dwóch kochanków Barbary Locci, Francesco i Salvatore Vincich, jednak nie potrafiono udowodnić im winy.
Potwór z Florencji stał się bohaterem wielu filmów dokumentalnych i fabularnych, a także książek i artykułów. Tylko czy na pewno był nim Pietro Pacciani? Tego z pewnością nie dowiemy się nigdy.
Ale opowieść o okrutnym zabójcy nie pasuje zupełnie do łagodnych, bajecznych wzgórz Toskanii, prawda? A jednak!