Dlaczego warto polubić Mediolan

Dlaczego warto polubić Mediolan

Wielbicieli Włoch można z grubsza podzielić na dwie grupy: tych, którzy  lubią Mediolan i tych, którzy go nie lubią. Bóg raczy wiedzieć, dlaczego akurat stolica Lombardii jest taka kontrowersyjna, ale fakt pozostaje faktem: Milano budzi bardzo sprzeczne emocje. Ja zaliczam się do grupy lubiącej to miasto, i to z wielu względów.

Przeciwnicy Mediolanu mówią, że to jest miasto typowo europejskie, zwyczajne, pozbawione włoskości. Fakt, że w porównaniu z wypieszczonymi włoskimi cacuszkami, jak choćby Florencja, Bolonia czy Perugia, które chlubią się urokliwymi centrami historycznymi, pięknymi widokami, ciasnymi kamieniczkami i mnóstwem kościołów, Mediolan wypada raczej blado. Nie ma w sobie tego starego klimatu, które mają mniejsze miasteczka. Nie ma charakterystycznej zabudowy, która pozwoli nam od razu powiedzieć „o, jesteśmy we Włoszech”.  Nie jest tak pełne życia i barw jak miasta gorącego włoskiego południa. Co zatem ma?

IMG_6028

Duomo nocą.

Ja lubię Mediolan właśnie za to, że jest tak bardzo różny od pozostałych włoskich miast. Rzecz jasna, nie wszystkie miasta włoskie widziałam, ale na tle tych mi znanych stolica Lombardii zdecydowanie się wyróżnia. I to dobrze, bo w różnorodności siła. W końcu powiedzieć o jakimś mieście, że wygląda jak typowa europejska metropolia, to nie jest żadna obraza. Poza tym uważam, że ten rzekomo na wskroś europejski Mediolan ma w sobie tę specyficzną włoskość, tylko że jest włoskość nieco bardziej wielkomiejska. Trzeba ją tylko umieć znaleźć. Uważam, że wystarczy się dobrze rozejrzeć po Mediolanie i przyjrzeć się ludziom: Mediolan to stolica włoskiej mody i to widać! Mediolańczyków uważam za znakomicie ubranych i pełnych wdzięku, a przy tym bardzo uprzejmych i wcale nie takich zimnych, jak chce ich widzieć reszta Włoch! A te sklepy pełne luksusowych ubrań i dodatków! A piękna Galleria Vittorio Emmanuele Secondo, gdzie warto zajrzeć, nawet jeśli nie jest się fanem drogich marek – tym bardziej, że stamtąd już tylko dwa kroki do słynnego teatru La Scala!

pinakot

Spłukana deszczem Pinacoteca di Brera, fot. Loli Menor

Złośliwcy mówią, że Mediolan ma tylko mgłę i Duomo. Co to mgły, nie mam osobistego poglądu, natomiast Duomo uważam za absolutny cud włoskiej architektury. Tak monumentalnego, ogromnego i imponującego kościoła nie widziałam nigdzie indziej. I tak się wyróżnia na tle przysadzistych rzymskich bazylik – smukłe i strzeliste pnie się w górę, oka nie można od niego oderwać! A to przecież nie koniec mediolańskich skarbów. Wielbiciele sztuki znajdą dla siebie Pinacotecę di Brera, pękającą w szwach od arcydzieł malarstwa włoskiego i nie tylko. No a Zamek Sforzów? Fakt, w środku może nie ma nic specjalnie powalającego prócz Piety Rondanini (autorstwa Michała Anioła), ale za to na zewnątrz: piękny park, w którym niejednokrotnie zażywałam już to odpoczynku, już to kąpieli słonecznej, a to wszystko obok pięknych starych murów, pachnących historią wielkiego rodu Sforzów – rodu nieobojętnego bynajmniej dla historii Polski. Zostaje nam jeszcze wisienka na torcie, czyli Cenacolo z jednym z najsłynniejszych fresków świata – Ostatnią Wieczerzą. Sami więc widzicie, że Mediolan te skarby posiada, tylko – jak prawdziwa dama – nie wywala wszystkiego na wierzch, trzeba odrobinkę się wysilić…

 

zamek sf

Zamek Sforzów w jesiennej szacie. fot. Loli Menor

 

castello-sforzesco-milano

Zamek Sforzów w wersji letniej, źródło: http://www.milanocard.it/ita/project/castello-sforzesco

Przyznam się zresztą od razu, ze Mediolan ma dla mnie znaczenie także symboliczne. Lotnisko Milano – Bergamo znam bez mała jak własną kieszeń, podobnie jak dworzec główny i parę innych okolic. Przez długi czas moje drogi prowadziły do Lombardii i siłą rzeczy udawałam się najpierw  do Mediolanu. Jest to zatem miejsce, w którym za każdym razem przeżywam ekstazę pod tytułem „O Boże, jestem we Włoszech, oni wszyscy mówią tu po włosku, jaki piękny jest ten język, jaki cudowny  akcent, o rany, motocykle, muszę przejść na czerwonym, gdzie dają tu dobre risotto alla milanese?”. Przeżywam to niestety za każdym razem tak samo i tylko osoby, które jadą ze mną pierwszy raz do Włoch, mówią wtedy „o rany, jaka Ty jesteś rozpromieniona…”. Za każdym razem, gdy jestem w Mediolanie, czuję, że wróciłam, że jestem u siebie bardziej niż gdziekolwiek indziej. I choć moje związki z Lombardią uległy rozluźnieniu, to Mediolan, z racji bogatej sieci połączeń kolejowych i lotniczych, pozostał dla mnie punktem, w którym rozpoczynam każdą kolejną wędrówkę po Italii. I jak ja mam Mediolanu nie kochać, co?

IMG_6032

Autorka w czerwonej sukience u stóp Duomo

Na marginesie dodam jeszcze, że byłam w Mediolanie w czasie, gdy miasto dźwigało jedną z największych globalnych imprez – EXPO 2015 – i szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, by jakiekolwiek inne włoskie miasto udźwignęło taki ciężar. W Mediolanie wszystko zorganizowane było po prostu perfekcyjnie i za to miastu należy się wielkie chapeau bas!

Oczywiście wiadomą jest rzeczą, że Mediolan nie zajmie w moim sercu miejsca Rzymu ani paru innych boskich miejsc, ale mam do niego szczery sentyment. Nie zamierzam też przekonywać nikogo, że Mediolan jest ładniejszy od Wenecji – wspomnę tylko, że w Mediolanie byłam (ściśle turystycznie, nie przejazdem) cztery razy, a w Wenecji – dwa. Kto chce, niech wyciągnie odpowiednie wnioski.

Aleksandra: kompletnie zwariowana na punkcie Włoch, włoskiego i wszystkiego, co się z włoskim łączy.