Z moich cudownych, dwutygodniowych wakacji w prawdziwym sycylijskim domu pamiętam dwie rzeczy: cholerną, rozgniewaną Etnę i jedzenie. O pierwszym Wam już pisałam, pora zająć się tym drugim.
Nie pamiętam tego wszystkiego, co jadłam. Było tego za dużo i wszystko było absolutnie przepyszne. Mam wrażenie, że całe życie Sycylijczyków kręci się wokół jedzenia, a jeśli na chwilę przerywają jedzenie, to tylko po to, żeby się zastanowić, co zjedzą później (Montalbano z pewnością ma podobne zdanie). Dziwi mnie tylko, że jedząc tak dużo i tak obficie, wcale nie są otyli, co najpewniej zawdzięczają genom: ja w ciągu dwóch tygodniu przybrałam na wadze co najmniej cztery kilo, a po jednym sycylijskim obiadku czułam się jak słoń, więc jakbym wyglądała po paru latach spędzonych na Sycylii? To musi być sprawka genów.
Może trochę to i dlatego, że byłam zaproszonym gościem, w dodatku z kraju „naszego papieża” (wspomnienie Jana Pawła II na Sycylii jest wciąż bardzo żywe, choć trzeba przyznać, że było to w czasach przed Franciszkiem), którego należało ugościć. Dlatego wszystkie mammy, nonny, zie, cugine i cognate zaraz po zapoznaniu się z moją skromną osobą natychmiast zapraszały „carą Alessandrę” na obiad/kolację i dopytywały się troskliwie, co też cara Alessandra lubi jeść. Alessandra, zgodnie z prawdą, odpowiadała, że wszystko z wyjątkiem owoców morza, co budziło najpierw konsternację, a później obietnicę, że wobec tego na stole nie będzie owoców morza, za to będzie coś innego. Jak mówiłam, nie pamiętam wszystkiego, dlatego będzie tylko o pięciu rzeczach, których moim zdaniem spróbować na Sycylii trzeba.
Na pierwszy ogień pójdą, bo i muszą, arancini al ragu. Kto był na Sycylii i nie jadł arancini, to jakby w ogóle go tam nie było, tym bardziej, że arancini znajdują się w tytule jednej z moich ulubionych książek o wspomnianym już Montalbano. Arancini to małe, zgrabne kuleczki z mięsa i ryżu, panierowane w bułce tartej (stąd ich nazwa, „pomarańczki”, gdyż kolor bułki przypomina skórkę pomarańczy) i smażone na bardzo głębokim tłuszczu – dlatego są takie niezdrowe i takie pyszne, ach, jakie pyszne! Ja jadłam te klasyczne, al ragu, ale istnieją setki wariantów, o których może Wam opowiedzieć Sonia z Giallo Zafferano.
Innym obiadowym przysmakiem jest parmigiana di melanzane, czyli coś w rodzaju zapiekanki ze smażonych bakłażanów, sosu pomidorowego i parmezanu. Pamiętam, ze była niesłychanie delikatna, rozpływająca się w ustach i w ogóle przepyszna. To prawda, że można jej spróbować i w wielu innych miejscach na ziemi, nie tylko na Sycylii, ale co poradzę, że tam smakuje najlepiej? Chociaż jadłam też w Toskanii i tam była również znakomita.
Dla przyzwoitości podałam najpierw dania na ciepło, ale tak naprawdę największym skarbem Sycylii są słodkości. I tak niedzielę na Sycylii należy zacząć w barze, jedząc śniadanko złożone z deseru lodowego, czyli granity (na przykład pistacjowej) z ogromną brioszką. Do tego kawa z mlekiem lub cappuccino, do wyboru. Jeśli po takiej dawce słodyczy nas nie zemdli, możemy sobie pogratulować. Tak czy siak, spróbować trzeba.
Tak samo trzeba spróbować migdałowej pasty (pasta di mandorla), zwanej też pastą królewską. Konsystencją i smakiem przypomina nieco marcepan: jest biała, gęsta, słodka, z ociupinką gorzkiej nuty. Przygotowuje sę ją oczywiście z migdałów, cukru pudru, wody i wanilii. Pyszna do deserów i lodów, na przykład do granity. Z podobnej masy migdałowej, wzbogaconej białkiem jajka i odrobiną cytryny, przygotowuje się absolutnie fantastyczne ciasteczka, lekko chrupiące, z miękkim środkiem, na które przepis możecie znaleźć tu.
No i na koniec król królów: cannolo siciliano. Chyba poświęcę mu kiedys osobny wpis, bo na to zasługuje. Jest to pyszna chrupiąca rurka, wypełniona mięciutkim nadzieniem z serka ricotta, następnie posypana już to kandyzowanymi owocami, już to pistacjami, już to polana czekoladą. Rozpływa się w ustach. Nigdy nie zapomnę cudownego smaku cannolo siciliano!
A Wy co polecacie do zjedzenia na Sycylii? Może się tam kiedyś jeszcze wybiorę, to znaczy, na pewno się wybiorę i może wtedy znajdę w brzuchu trochę miejsca na inne przysmaki niż te opisane!