Smutno o Neapolu

Smutno o Neapolu

W ubiegłe wakacje wybrałam się do Neapolu. Z tej okazji jedna z moich uczennic pożyczyła mi książkę o intrygującym tytule “Smutku nie cenią w Neapolu”, autorstwa łódzkiej dziennikarki Doroty Ceran. Zazwyczaj nie czytam książek opowiadających o Włoszech, bo denerwują mnie płytkością, ale tym razem zaryzykowałam – w końcu wybierałam do Neapolu.

“Smutku nie cenią w Neapolu” to nieduża książeczka, opowiadająca o licznych pobytach autorki w rzeczonym Neapolu. Nie ma wątpliwości, że dziennikarka jest w tym mieście zakochana i bardzo się stara się tę miłość przekazać czytelnikom: stąd liczne opowiastki, anegdotki, ciekawostki, które składają się na ten specyficzny przewodnik. W istocie, treść jest ciekawa – odstrasza jednak forma.

O drugiej książce też kiedyś napiszę.

Po pierwsze, nawet dla osoby ledwo co otrzaskanej z językiem włoskim książka jest przepełniona koszmarnymi błędami językowymi, gramatycznymi i ortograficznymi. Il chiesa del Gesù Nuovo, Matrimonio dell’italiana, curva periculosa to tylko przykłady, od których wątroba wywraca się na siedemnastą stronę. Dialog dotyczący podróży autobusem jest błędny do tego stopnia, że zastanawiam się głęboko, jakim cudem biorący w nim udział Włosi zdołali się z autorką porozumieć – ja sama doliczyłam się w czterech linijkach sześciu błędów, w tym zupełnie bezsensownych zwrotów. Oj dobrze – powiecie – w końcu autorka nie jest Włoszką, może chyba popełniać błędy? Jasne – odpowiem – ale, na litość boską, to jest KSIĄŻKA, a nie dialog w pizzerii, po którym kelner i tak nas pochwali, ze tak ładnie mówimy po włosku. Ktoś to wydał, mało tego – ktoś to przeczytał, w tym chyba przyjaciółka autorki, mieszkająca w tym nieszczęsnym Neapolu, i co – nikomu się nie chciało poprawić błędów? Niestety, wrażenie robi to fatalne – dziennikarka sugeruje, że będzie naszym przewodnikiem po mieście, ale kto zaufa przewodnikowi, który nie umie sklecić po włosku najprostszego zdania? Jeśli nie potrafisz, nie pchaj się na afisz – mówi stare porzekadło i doprawdy warto je wziąć sobie do serca.

Dowód rzeczowy na nieznajomość języka włoskiego.

Błąd na błędzie jedzie i błędem pogania.

Drugim, znacznie poważniejszym problemem, jest styl, w jakim ksiązka została napisana. Rozumiem, że miał to być styl żywy i potoczysty, tak aby czytelnik pochłonął utwór bez problemu. Tylko że to niezupełnie wyszło. Styl jest przede wszystkim irytujący, za bardzo potoczny, do tego stopnia, że wręcz nie da się czytać – jak choćby zaczynanie zdania od “no tak”, co ujdzie w rozmowie, ale już nie na piśmie. Styl może i powinien być żywy, zwłaszcza w przypadku lekkiej książeczki, jednak autor powinien pamiętać, że nie rozmawia z przekupniami na rynku, tylko pisze książkę.

Trzecim i najpoważniejszym problemem są szalenie irytujące i absurdalne stwierdzenia autorki, od których po prostu włos się jeży, pisane tonem absolutnie przekonanym o własnej słuszności. Przykład? Proszę bardzo: na samym początku Dorota Ceran mówi nam, że to dobrze, że Neapol jest taki zaśmiecony, bo przecież osoby sprzątające ulice też muszą mieć pracę. Naprawdę? Jakoś nie zauważyłam, żeby specjalnie się do tej pracy przykładali, a poza tym – wywalanie śmieci na chodnik, co radzi nam autorka, jest rzeczą obrzydliwą i oznaką braku wychowania bez względu na to, że “tak to się tu robi”. A w ogóle, idąc tą logiką, można by rzec, że dobrze, iż ludzie chorują –  w końcu lekarze muszą mieć pracę. Logiczne, prawda? Inne stwierdzenie: reszta Włoch (tzn. nie Neapol) nie są atrakcyjne, bo na przykład, miasta na północy Włoch są… za czyste. W Toskanii – za dużo cudzoziemców, co w ustach cudzoziemca brzmi po prostu groteskowo. Zaś autorka nie waha się użyć słowa “Murzyn”, uważanego za niezbyt grzeczne, bo przecież Murzyni sami tak o sobie mówią (eee… co?). I tak dalej, przykłady można mnożyć, aż w pewnym momencie jedyne,co się chce zrobić, to tłuc łbem o najbliższą ścianę. Muszę wyznać, że po przeczytaniu tego wątpliwego dzieła miałam wielkie siniaki na całym czole od tak zwanego facepalmu.

Dlatego – jeśli jesteście wrażliwymi czytelnikami i macie ochotę na jakąś przyjemną, porządną i dobrze napisaną lekturę – odradzam “Smutku nie cenią w Neapolu”. Tym bardziej żal, że wystarczyłaby porządna redakcja i korekta, a powstałaby fajna książka. Nie powstała, szkoda. Tym bardziej, że smutku może i w Neapolu nie cenią, ale dobrą literaturę – na pewno.

Aleksandra: kompletnie zwariowana na punkcie Włoch, włoskiego i wszystkiego, co się z włoskim łączy.