Tajemnica rodziny Sodderów

Tajemnica rodziny Sodderów

Ciekawa jestem, czy podobnie jak ja uważacie, że zimowe wieczory to idealny czas na słuchanie i czytanie historii kryminalnych? Na kanapie, pod kocykiem i z kotem na kolanach? To mój wieczór idealny. Niedawno przy okazji słuchania podcastu Szepthanki (tutaj, bardzo polecam) przypomniała mi się tajemnica rodziny Sodderów. Tym bardziej, że już wkrótce święta i rocznica tej bardzo ponurej sprawy.

Nazwisko Sodder nie brzmi specjalnie włosko, a cała sprawa dzieje się w Ameryce, jednak głowa rodziny, George Sodder, tak naprawdę nazywał się Giorgiu Soddu i urodził się na Sardynii. W wieku 13 lat wyemigrował ze starszym bratem do Ameryki, jak bardzo wielu Włochów w czasach przed pierwszą wojną światową. Wiodło mu się tam zupełnie nieźle, do tego stopnia, ze założył własną firmę, zajmującą się przewozem węgla. Również na życie rodzinne nie mógł narzekać, ożenił się bowiem ze swoją rodaczką o zamerykanizowanym imieniu Jennie (czyżby włoska Gianna?). Para osiedliła się w stanie Virginia, w Fayetteville, kupiła dom i miała aż dziewięcioro dzieci – najstarsze urodziło się w 1923, najmłodsze zaś w 1942 roku. 

Rodzina Sodder w komplecie. Źródło: https://www.vanillamagazine.it/il-drammatico-enigma-dei-sodder-che-fine-fecero-i-5-bambini/

Życie naszych włoskich emigrantów układało się świetnie aż do pamiętnego grudnia 1945 roku. W Wigilię Bożego Narodzenia dzieci oczywiście otrzymały prezenty i chciały się nimi bawić nawet wtedy, gdy zmęczeni dorośli pragnęli iść spać. Jako że były to święta, matka zgodziła się, aby dzieci zostały w salonie, podczas gdy ona, jej mąż i trójka najstarszych dzieci plus najmłodsza Sylvia poszli spać. Około drugiej w nocy zadzwonił telefon. Jennie odebrała i usłyszała głos nieznanej jej kobiety, która zapytała o inną osobę. Gdy Jennie odpowiedziała, że nie zna nikogo takiego, nieznajoma roześmiała się i rozłączyła. Wtedy Jennie zauważyła, że w salonie, mimo późnej pory, pali się światło. Zgasiła je i wróciła do łóżka, przekonana, że dzieci słodko śpią. Jednak po około pół godziny usłyszała dziwny hałas na dachu, potem zaś poczuła dym – dom rodziny Sodderów płonął!

Z palącej się posiadłości zdołała wydostać się Jennie i George, także najmłodsza Sylvia oraz trójka starszych dzieci: George Junior, John oraz Marion. W środku jednak, jak się zdawało, została jeszcze piątka: Maurice, Martha, Louis, Betty oraz Jennie. Ponieważ kable telefonu zostały przecięte, Marion natychmiast pobiegła do pobliskich domów wołając o pomoc, zaś George z synami próbowali dostać się do domu. Nie mogli jednak znaleźć drabiny – dopiero długi czas później znaleziono ją porzuconą w pobliskim rowie. Usiłowali więc podjechać wielkimi samochodami do transportu węgla i w ten sposób wydostać dzieci, ale samochody okazały się uszkodzone. Po około 45 minutach przyjechała straż pożarna, ale było już za późno – dom spłonął.

Co ciekawe jednak, w pogorzelisku nie znaleziono ciał dzieci. Założono, że zwłoki zostały spopielone, a przyczyną pożaru było spięcie instalacji elektrycznej, jednak gdy pozostali przy życiu członkowie rodziny nieco ochłonęli, uświadomili sobie, że to nie może być prawda. Po pierwsze, gdy uciekali z domu, widzieli, że na choince wciąż palą się lampki, więc spięcie było wykluczone. Ogień zaś uszkodził, lecz nie zniszczył całkowicie wielu rzeczy, takich jak meble czy sprzęty kuchenne, więc jakim cudem miałby pochłonąć zupełnie ciała pięciorga dzieci?

Zaginiona piątka dzieci Sodderów. Źródło: https://www.vanillamagazine.it/il-drammatico-enigma-dei-sodder-che-fine-fecero-i-5-bambini/

Do państwa Sodder zaczęły docierać inne niepokojące wieści. Podobno ktoś widział kule ognia rzucane na dach ich domu. Ktoś inny z kolei widział pięcioro dzieci, podobnych do młodych Sodderów, jedzących śniadanie w restauracji niedaleko Fayetteville. To natchnęło rodzinę myślą, że być może dzieciaki żyją, lecz zostały porwane. W 1949 roku na prośbę George’a Soddera przeszukano jeszcze raz pogorzelisko i tym razem trafiono na resztki kości, które jednak należały do osoby o parę lat starszej niż dzieci Sodderów. Rodzice jednak nie poddali się. Pisali do FBI, publikowali w gazetach apele i zdjęcia dzieci, a nawet billboardy ze zdjęciami zaginionej piątki. W 1968 roku dotarł do nich list, w nim zdjęcie mężczyzny łudząco podobnego do zaginionego Louisa i napisem „Louis Sodder. I love brother Frankie. Ilil Boys. A90132” . Ustalono, że ten numer to kod pocztowy w Palermo. Zdesperowani Jennie i George uwierzyli, że to ich syn. Wynajęli prywatnego detektywa, by odnalazł przynajmniej Louisa. Jednak detektyw w kilka miesięcy później zniknął bez śladu.

Rzekomy Louis Sodder. Źródło: https://www.vanillamagazine.it/il-drammatico-enigma-dei-sodder-che-fine-fecero-i-5-bambini/

Pod koniec lat 80. Jennie i George umarli, ale tajemnica rodziny Sodderów nigdy nie została wyjaśniona. Teorie są bardzo różne. Jedna z nich mówi, że George, prowadzący biznes węglowy, nadepnął na odcisk włoskiej mafii, która w akcie zemsty porwała jego dzieci. Miały być one wywiezione na Sycylię. Jednak ta hipoteza ma sporo dziur: czemu mafia miałaby bawić się porywanie dzieci i wywoływanie pożaru w celu zatuszowania śladów, a potem jeszcze wywozić całą piątkę do Włoch? Ta akcja byłaby kompletnie bez sensu. Jeśli Sodder potrzebował ostrzeżenia, naprawdę wystarczyłaby kulka w głowę jednemu dziecku i z pewnością George zrozumiałby przekaz.

Inna teoria twierdzi, że dzieci zostały owszem wywiezione do Włoch, lecz przez kogoś z rodziny George’a lub Jennie. To również jest bez sensu: po co ktokolwiek miałby to robić? Żeby wychowywać włoskich potomków na włoskiej ziemi? I to w czasach powojennej zawieruchy, kiedy naprawdę były inne ważne rzeczy do zrobienia, jak choćby odbudowa domów czy zorganizowanie żywności, a Italia nie była wymarzonym miejscem do życia? No i jeśli rzeczywiście tak się stało, czemu żadne z dzieci nigdy nie dało znaku życia rodzicom, nigdy nie interesowało się resztą rodziny? Młodsze mogły zapomnieć, ale starsze dzieci miały 14, 12 i 10 lat…

Dość ciekawa teoria opowiada o pewnym przeciwniku politycznym George’a. Pan Sodder był zdeklarowanym antyfaszystą i nie krył swojej niechęci do Mussoliniego. Niedługo przed fatalnym wypadkiem wszedł w konflikt z innych włoskim imigrantem, który z kolei był wielbicielem Duce. Rozumiałabym tutaj podpalenie domu, ale znowu – porywanie pięciorga dzieci, i w to w chwili, gdy Mussolini już od pół roku nie żył, w jakichś idealistycznych celach?

Wreszcie, ostatnia i najbardziej racjonalna teoria wskazuje na to, że technika kryminalistyczna, delikatnie mówiąc, nie była w owych czasach zbyt dobrze rozwinięta. Krótko mówiąc, można było po prostu przeoczyć szczątki spopielonych ciał w pogorzelisku. Historia o kuli ognia rzuconej na dach mogła być wymysłem, rzekome spotkanie pięciorga dzieci w restauracji – przypadkiem, a zdjęcie rzekomego Louisa okrutnym żartem. Ta teoria jednak nie tłumaczy innych elementów, takich jak zaginiona drabina, przecięty kabel telefoniczny, dziwny wcześniejszy telefon czy uszkodzenie samochodów, niejasna jest też przyczyna wybuchu pożaru. 

Czy tajemnica rodziny Sodderów zostanie kiedykolwiek wyjaśniona? Bardzo wątpię. Minęło zbyt wiele lat, za mało zostało namacalnych śladów, które można by zbadać. Historia jest niezwykle ciekawa, z pewnością jednak pozostanie na zawsze wśród tajemnic, których nie dało się rozwikłać.

Aleksandra: kompletnie zwariowana na punkcie Włoch, włoskiego i wszystkiego, co się z włoskim łączy.