Jak przeżyłam Erasmusa cz.3

Jak przeżyłam Erasmusa cz.3

Kiedy wyjeżdżałam na Erasmusa, znajomi i nieznajomi informowali mnie życzliwie, żebym na siebie uważała: operowali przy tym słowem „orgasmus” zamiast „Erasmus” i zapewniali mnie, że jeszcze nie było takiego studenta, który by na Erasmusie się uczył. Nie wiem, gdzie ci wszyscy erasmusowcy studiowali, na pewno nie w Padwie: ja bowiem musiałam intensywnie wkuwać od pierwszego dnia zajęć, a fakt, że byłam studentką Erasmusa, nie zapewniał mi żadnej taryfy ulgowej.

Studia we Włoszech są zupełnie inne niż w Polsce, przynajmniej jeśli chodzi o socjologię (przypominam,  że studiowałam wtedy socjologię, a nie italianistykę). Zdziwiło mnie przede wszystkim to, że bardzo stary i szacowny Wydział Nauk Społecznych był niewiarygodnie rozczłonkowany: niemal każde zajęcia odbywały się w innym budynku (wszystkie bez wyjątku bardzo stare, przynajmniej w porównaniu ze ślicznym i nowoczesnym wydziałem Socjologiczno – Ekonomicznym w Łodzi). Najbardziej z tego wszystkiego lubiłam sale, mieszczące się na tyłach Bazyliki świętego Antoniego, w samym sercu miasta: z okien było widać śliczny placyk  i sklepiki z dewocjonaliami oraz tłumy pielgrzymów. Zanim jednak dotarłam do tej sali, musiałam oczywiście wybrać sobie przedmioty.

Bazylika świętego Antoniego.

Na socjologii w Polsce jest bardzo, bardzo dużo przedmiotów, dużo różnych socjologii: z pamięci mogę wymienić socjologię pracy, socjologię rodziny, socjologię edukacji i nauczania, socjologię zarządzania, socjologię przestępczości, makrosocjologię, mikrosocjologię i tak dalej. Każdy z tych przedmiotów odbywał się raz w tygodniu miał bardzo niewiele, góra 2 punkty ECTS. Natomiast we Włoszech było zupełnie inaczej: wybór był tak mały, że praktycznie nie istniał, mimo że mogłam teoretycznie studiować przedmioty z pierwszego, drugiego i trzeciego roku. W dodatku lekcje odbywały się nawet po trzy razy w tygodniu po trzy godziny i każdy przedmiot miał 6 punktów ECTS. Po długich wahaniach wybrałam sobie, oczywiście oprócz kursu włoskiego, socjologię prawa, socjologię ekonomiczną i – w geście ostatecznej rozpaczy – historię współczesną. W ten prosty sposób zapewniłam sobie katorżniczą pracę oraz perfekcyjne opanowanie słownictwa w zakresie prawa, ekonomii i historii. Co mnie pchnęło do takich ambitnych wyborów, nie jestem w stanie dziś zrozumieć, zwłaszcza, że tylko socjologia ekonomiczna jako tako pokrywała się z zakresem przedmiotów realizowanych w Polsce. Nie muszę dodawać, że przez pierwsze dwa miesiące nie rozumiałam z dwóch pierwszych przedmiotów ani słowa, choć udawałam, że pilnie robię notatki; jedynie z historii udawało mi się wyłapać znane nazwiska, daty i jakoś dopasować je do znanych mi wydarzeń, takich jak rewolucja przemysłowa w Anglii czy  – najciekawszy dla mnie okres historyczny – pierwsza wojna światowa.

Główny budynek Uniwersytetu. http://www.padovaoggi.it/cronaca/universita-padova-test-ingresso-online.html

Tak więc w tygodniu pilnie się uczyłam, najwięcej uwagi poświęcając kursowi włoskiego, który nie był jednak zbyt ciekawy, w weekendy natomiast podróżowałam. Życie towarzyskie nie było specjalnie intensywne: nie jestem specjalną miłosniczką imprez, zresztą w Padwie po pierwsze, imprez nie było, a po drugie, jeśli już jakieś były, to odbywały się na drugim końcu miasta. Władze Padwy nie przewidziały, że ktoś pragnąłby nocnego życia i w związku z tym nie kursowały w ogóle żadne nocne autobusy, zaś wizja latania przez całe miasto nocą na piechotę wydawała mi się odstręczająca. Czas wolny poświęcałam więc na zwiedzanie w towarzystwie sympatycznych koleżanek: prócz moich sycylijskich współlokatorek, Zairy i Teresy, poznałam jeszcze przesympatyczną Polkę Justynę, Belgijkę Camille, Włoszkę Francescę, Austriaczkę Julię i jeszcze kilka innych przeuroczych osób. W takim to towarzystwie zwiedzałam okolice Padwy i miejsca nieco dalsze: Este, Monselice, Bolonię, Ravennę , Weronę, Mediolan… W sumie najeździłam się wtedy pociągami jak nigdy w życiu! Oczywiście wszystkie te wyprawy drogo mnie kosztowały, starałam więc oszczędzać na jedzeniu, w wyniku czego bardzo szybko osiągnęłam pożądaną przez lata wyjątkową szczupłość. Obstawiam, że schudłam wtedy około czterech kilo, a brzuch miałam płaski jak nigdy wcześniej i nigdy później!

Wycieczka do Bolonii z Camille.

Semestr minął jak z bicza strzelił. Na Boże Narodzenie wróciłam do domu, a potem znowu do Padwy i zaczęłam uczyć się do sesji.

Ciąg dalszy nastąpi!

Aleksandra: kompletnie zwariowana na punkcie Włoch, włoskiego i wszystkiego, co się z włoskim łączy.