Pod wielkim dachem nieba: Opactwo San Galgano

Pod wielkim dachem nieba: Opactwo San Galgano

W Toskanii, w prowincji Siena, dość daleko od dużych ośrodków turystycznych i popularnych szlaków, znaleźć możemy niezwykłe miejsce – Opactwo San Galgano. Składa się on z dwóch budowli: małego kościółka na szczycie wzgórza i imponującego, wielkiego gotyckiego kościoła u stóp tegoż wzgórza – kościoła bez dachu. Jak to się stało, że opactwo powstało pośrodku niczego, czyja ręka rzuciła te tak daleko od osad, jedynie wśród pól słoneczników, zbóż i kęp cyprysów?  Posłuchajcie jego historii.

A jest to historia długa, sięga XII wieku, kiedy to w Chiusdino – osadzie położonej w pobliżu San Galgano – żył sobie chłopak o imieniu właśnie Galgano. Urodzony w zamożnej rodzinie, kształcony na rycerza, wydawało się, że dostąpi chwały na wojennych wyprawach. Tymczasem niespodziewanie Galgano, mając 32 lata, dostąpił nawrócenia. Ponoć od lat śnił mu się Archanioł Michał, nawołując go do zerwania z dotychczasowym życiem. Galgano wybrał sobie życie pustelnika. W jednym ze wzgórz w pobliżu Chiusdino anioł kazał mu wbić miecz, ten zaś został wchłonięty przez skały. Tam Galgano zbudował chatę i spędzał czas na rozmyślaniach i modlitwach. Przeżył tak zaledwie rok. Parę lat po śmierci został kanonizowany, a w miejscu jego pustelni – i zarazem grobu – wybudowano ku jego czci małą romańską świątynię. Dziś w tym miejscu można podziwiać ów miecz, który Galgano miał wbić w skały.

Kilkadziesiąt lat później do Toskanii przybyli z Lacjum cystersi i osiedlili się w pobliżu świątyni, budując ku czci świętego Galgano wielki kościół w stylu gotyckim. Wiodło im się znakomicie, bowiem w tamtych czasach przebiegał tamtędy ważny szlak handlowy. Jednak dobrą passę cystersów przerwał XIV wiek, który przyniósł ze sobą tragedie: najpierw straszliwy głód, a później jeszcze straszliwszą epidemię dżumy. Obie klęski zebrały ogromne żniwo, przyniosły ze sobą biedę, grabieże, napady. Cystersi zwinęli manatki, zostawiając Opactwo San Galgano na łasce losu. Opustoszały kościół pod koniec XVIII wieku został trafiony piorunem, w wyniku którego spłonął dach oraz dzwonnica. Do dzisiaj zostały jedynie gołe mury.

I to właśnie mury kościoła dzisiaj są tłumnie odwiedzane przez turystów. Pusty kościół, bez szyb w oknach, z niebem zamiast sufitu, położony wśród pól, robi ogromne wrażenie. Wprawdzie nie wydaje się już tak odizolowany – jest tam restauracja i wielki parking – ale to nie odbiera nic z jego uroku. Podziwiając Opactwo San Galgano, bez trudu możemy wyobrazić sobie młodego pustelnika, który to miejsce wybrał na swoją samotnię.

Gdy byłam w San Galgano, odbywał się tam ślub i muszę przyznać, że to idealne miejsce na taką uroczystość: ciepłe, wrześniowe południe, łagodne kolory wzgórz i pól i stare kościelne mury.

Jeśli jesteście w Toskanii, koniecznie zwiedźcie Opactwo San Galgano, bo to miejsce wyjątkowe. Nie każdy turysta może powiedzieć, że je widział!

Aleksandra: kompletnie zwariowana na punkcie Włoch, włoskiego i wszystkiego, co się z włoskim łączy.