Dlaczego nie chcę przenieść się do Włoch?

Dlaczego nie chcę przenieść się do Włoch?

Drodzy Czytelnicy,

Już wkrótce świętuję swoje trzydzieste drugie urodziny. Tak, niestety. Kolejny rok na garbie i to rok, delikatnie mówiąc, nienajlepszy, ale co robić. Jakoś zawsze w okolicach urodzin staram się powiedzieć Wam coś bardziej osobistego i tym razem chciałabym raz na zawsze odpowiedzieć w pełni na zadawane przez Was bardzo często pytanie: dlaczego nie chcesz przenieść się do Włoch?

Nie ukrywam, że były w moim życiu momenty, gdy myślałam o zamieszkaniu we Włoszech. Wprawdzie poniekąd już mieszkałam, ale było to mieszkanie na określony czas, z poczuciem, że kiedyś wrócę, a nie z wizją zostania w Italii do końca moich dni. Oczywiście nadal bywają momenty, gdy mam ochotę rzucić wszystko i jechać do Rzymu w charakterze bezdomnej śpiącej przy Watykanie albo odkupić dom za jedno euro i zacząć na przykład hodować kozy. Albo uprawiać oliwki. Wszystko jedno.

No, ale kocham Włochy, ciągle o nich mówię, ciągle tam jeżdżę. Więc czemu nie na stałe? Powody są dwa.

Ja i olbrzym z Fontanny Czterech Rzek pokazujemy kolanko.

Po pierwsze, moja sytuacja w Polsce. Jak wiecie, urodziłam się i wychowałam w Łodzi, tu jest moja rodzina, moje koty, moi przyjaciele, cała sieć znajomych, mój dom rodzinny z ogrodem i huśtawką, mój ulubiony antykwariat, ukochany sklep z ciuchami i tak dalej. Nie chcę z tego rezygnować. Chcę mieszkać tutaj, bo tu znam wszystko i wszystkich, bo tu jestem po prostu u siebie w domu. Italia jest piękna i cudowna, ludzie życzliwi, jedzenie pyszne, ale zorganizowanie życia tak, jak zorganizowane mam w Polsce, kosztowałoby mnie za dużo czasu i energii. W dodatku dochodził jeszcze jeden problem. Mój największy zawodowy atut, czyli perfekcyjna niemal znajomość włoskiego, w Polsce jest cenna, a we Włoszech? Okej, powiedzmy, że może znam reguły używania congiuntivo lepiej niż przeciętny Włoch, ale po co komu we Włoszech obcy nauczyciele włoskiego? Problem ten mógł zostać poniekąd rozwiązany w momencie boomu na moje lekcje na skype – uczenie włoskiego tą drogą, mieszkając we Włoszech, było całkiem dobrą opcją na życie. Jednak jeszcze lepszą opcją okazało się postawienie na lekcje stacjonarne również, a później otwarcie mojej Szkoły Studia, Parla, Ama, która w tej chwili ma już nawet swoją filię i prężnie się rozwija. Jeśli dodamy do tego moją posadę współpracownika na Uniwersytecie Łódzkim oraz współpracę z dwoma wielkimi firmami – Whirlpoolem i Takedą – szczerze mówiąc, nie wiem, jaka inna oferta pracy mogłaby przebić pod względem satysfakcji zawodowej moją obecną sytuację. Szkoła SPA jest w tej chwili gigantycznym polem rozwoju, miejscem, które zawsze chciałam stworzyć i spełnieniem mojego marzenia: miejscem, w którym uczą i uczą się pasjonaci włoskiego, gdzie każdy italomaniak znajdzie coś dla siebie. 

Ja w mojej szkole

Drugim aspektem jest życie codzienne we Włoszech. Tak, Włochy są piękne i tak dalej, ale i tam życie codziennie bywa niełatwe. Sytuacja gospodarcza i polityczna Italii jest w tej chwili tragiczna. Może jeszcze nie tak tragiczna, jak była niedawno w Grecji, ale obawiam się, że Włochy stoją nad przepaścią. W Polsce, powiecie, wcale nie jest dobrze, przynajmniej politycznie. Zgodzę się z tym całkowicie, ale tym bardziej wolę zostać w Polsce, bo tutaj w razie kryzysu mam znacznie większe pole manewru niż gdziekolwiek indziej – a walkę o byt i wolność mamy przecież niejako w genach, po rodzicach, którzy przeżyli czasy realnego socjalizmu, i po dziadkach, którzy przeżyli nazistowską okupację. Że nie wspomnę o pradziadkach, którzy przeżyli pierwszą wojnę światową, prapradziadkach, którzy przetrwali zabory i tak dalej. Wracając do tematu, życie we Włoszech bywa strasznie upierdliwe. Rozrośnięta do granic możliwości biurokracja. Klimat upalny latem, wilgotny zimą. Okropne trudności przy bezpośredniej współpracy z Włochami (przepraszam: kocham Włochów, ale współpraca przy organizacji czegokolwiek jest z nimi koszmarem). W końcu nawet najlepsza na świecie pizza i aperolek co wieczór mogą się znudzić, prawda?

Od Włochów nauczyłam się naprawdę wiele. Uwielbiam ich styl życia i ubierania się, ich beztroskę, klimatyczne życie, docenianie drobnych przyjemności. Tego się od nich nauczyłam i to staram się wcielać w moje polskie życie. Wracam do Włoch zawsze uśmiechnięta, zawsze szczęśliwa, że wróciłam. Rzym jest moim ukochanym miejscem na ziemi. Traktuję Italię jak moją drugą ojczyznę, ale chcę, żeby tak zostało – żeby pozostała na miejscu drugim. Żeby codzienność nie zniszczyła tej miłości, jaką wobec niej czuję. Żeby raczej przenieść do Polski kawałek Włoch – a choćby i do mojej szkoły! – a nie przenosić samą siebie do Włoch.

Tyle ode mnie na dzisiaj, a jeśli chcielibyście wyświadczyć mi urodzinową przyjemność, to macie do tego sporo okazji: polubić moje profile i posty na facebooku, skomentować ten lub inny artykuł na blogu, udostępnić coś z moich profili lub po prostu powiedzieć znajomym, że jest coś takiego jak Szkoła Studia, Parla, Ama, włoskie serce w centrum Łodzi.

Buziaki i dziękuję!

Ola

Aleksandra: kompletnie zwariowana na punkcie Włoch, włoskiego i wszystkiego, co się z włoskim łączy.