To, czego we Włoszech NIE kocham

To, czego we Włoszech NIE kocham

Zwykle piszę Wam o tym, jak bardzo kocham Włochy, jakie są śliczne, język piękny, ludzie przyjaźni, bla bla. Wiadomo, miłość cierpliwa jest i łaskawa, ale nawet ja widzę rzeczy, które mi się nie podobają. I nie, wcale nie chodzi o mammismo ani o wieczne spóźnialstwo… Są rzeczy znacznie gorsze!

Toalety

Problem dotyczy, jak mi się zdaje, głównie Wenecji i Friuli Venezii Giulii, nie całych Włoch (na szczęście!). Otóż kiedy pierwszy raz weszłam do toalety w jakiejś knajpie w Padwie, zamarłam na widok tego, co ujrzałam. Zamiast normalnego, cywilizowanego wucetu w tak zwanej łazience znajdowała się dziura w podłodze. Po prostu. Ciężki szok minął mi po długim czasie, ale trauma powróciła, kiedy tego roku byłam na stażu we Friuli. Tam też powszechne są takie toalety w miejscach publicznych i mnie się nie podoba. Co prawda, znajomi Włosi twierdzą, że taka dziura w ziemi jest bardzo korzystna dla organizmu, ponieważ w czasie robienia tego, co zwykle się robi w toalecie, jelita są w najdogodniejszej pozycji. Może włoskie jelita są. Moje polskie jelita w takiej sytuacji stanowczo odmawiają współpracy. Całe szczęście jeszcze, że w niektórych knajpach można znaleźć obok dziurawych łazienek także toalety dla osób niepełnosprawnych, a tam – luksusowe, cywilizowane wucety.

Pausa pranzo

Tak, ja wiem, święta rzecz. Nie mam nic przeciwko przerwie na obiad jako takiej, wręcz przeciwnie nawet, ale czy doprawdy musi trwać tak koszmarnie długo? Ile można jeść? Trzy godziny nawet z drzemką to przesada. No i – czy naprawdę pausę pranzo muszą mieć też kościoły? I restauracje, czy muszą zamykać kuchnię od 15 do 19, toż to obłęd, kiedy człowiek ma zjeść obiad, jak nie po 15 (szczególnie, jesli obudził się, tak jak ja, około jedenastej?)

Zresztą, dobrze. Przyznam się, że moja niechęć do pausa pranzo datuje się na wrzesień, kiedy byłam w Perugii. Chciałam zwiedzić kościół, w którym znajduje się fresk Rafaela i jeszcze w dodatku obraz Perugina, a ja bardzo lubię na wakacjach delektować się sztuką. Specjalnie wstałam wcześniej, przewidując pausę pranzo, ale nie przewidziałam, że ów kościół znajduje się na terenie uniwersytetu i w efekcie zamiast do Rafaela trafiłam do biura rekrutacji dla studentów pierwszego roku. Odnalezienie właściwej drogi trochę trwało i kiedy dotarłam do kościoła, była 12:20, a pausa pranzo zaczynała się o 12:30. Wpadłam do kaplicy jak bomba, ruszyłam na obchód, szukając Rafaela i byłam już obok ołtarza, kiedy usłyszałam trzask zamykanych kościelnych wrót! Na samą myśl, że oto zostałam zamknięta w tym kościele az do godziny czwartej, wyłącznie w towarzystwie dzieł starych mistrzów , że przepadnie mi pociąg do Rzymu i będę musiała nocować na perugińskim dworcu, dostałam histerii. Rzuciłam się galopem do drzwi, gotowa wrzeszczeć, tupać i walić pięściami, ale na szczęście drzwi otworzyły się od razu, widocznie zamknięto tylko jedno skrzydło albo jakieś boczne wejście. Spanikowałam jednak tak, że uciekłam z uniwersytetu, w rezultacie nie zobaczywszy ani Rafaela, ani Perugina. A wszystko przez głupią pausę pranzo!

tornoquasisubito

http://www.enotecalabotticella.it/

Dubbing

Moja pierwsza wizyta we włoskim kinie była równie traumatyczna jak w toalecie. Poszłam wtedy na film z Julią Roberts i doznałam szoku: widziałam Julię Roberts, ale nie słyszałam jej głosu! Słyszałam jakąś włoską aktorkę! Aaaa! To było straszne! Odkąd nauczyłam się czytać, nigdy nie chodziłam na filmy z dubbingiem, chyba że na kreskówki, i czemu los mnie tak pokarał? We Włoszech instytucja napisów praktycznie nie istnieje, a o lektorze nawet nie ma co marzyć. Znajomi Włosi zawsze kłócą się ze mną do upadłego, że dubbing jest lepszy, bo pozwala skupić się na akcji filmu i w ogóle co za pomysł, że jeden facet czyta wszystkie teksty? Ja jednak uważam, że pod głosem lektora słychać głosy aktorów i chociaż jedynym słusznym rozwiązaniem są napisy, to sto razy wolę lektora od włoskiego dubbingu.

Pociągi

Nie chodzi mi o to, że się spóźniają, bo wypadki chodzą po ludziach, a tym bardziej po pociągach. Nie chodzi też o  kilometrowe kolejki do kas na dworcach, bo odkąd nabrałam zaufania do automatów, kolejki me ne fregano. I nawet nie o to, że jak na dworze jest 40 stopni, to w pociągu jest 15 i przez to bardzo łatwo zaziębić zatoki – przywykłam, teraz zabieram ze sobą w podróż koleją dwa swetry (jeden zakładam tradycyjnie, a drugim przykrywam nogi), a wokół głowy owijam sobie gruby szal albo i dwa – wprawdzie wyglądam jak wyjątkowo gorliwa muzułmanka, ale przynajmniej muzułmanka ze zdrowymi zatokami. Wszystko przełknę, ale dlaczego nie ma żadnych zniżek na przejazd dla studentów? Rozpuszczona polską zniżką 51% dla studentów i doktorantów nie mogłam długo wybaczyć, że Trenitalia tak brutalnie obchodzą się z biedną bracią studencką. Teraz juz w Polsce też nie mam zniżki, więc boli mnie to mniej, ale kiedy studiowałam we Włoszech, wszelkie podróże były powodowały potężny wyłom w moim budżecie, co z kolei skutkowało próbami wynalezienia najtańszych połączeń – a to zawsze źle  się kończyło.

pobrane

https://selectitaly.com/transportation/trains/trenitalia

Jak widać, powyższy wpis jest subiektywny i nie trzeba się z nim zgadzać. Wszelkie zastrzeżenia, wyrazy uwielbienia dla dubbingu, toalet i pausy pranzo nalezy zgłaszać w komentarzach.

 

 

 

Aleksandra: kompletnie zwariowana na punkcie Włoch, włoskiego i wszystkiego, co się z włoskim łączy.