Co z tymi błędami?

Co z tymi błędami?

Błąd językowy jest nieodzownym elementem nauki języka. Nie da się inaczej, bo jest to po prostu naturalne. Tak jest i nic z tym nie zrobimy.

A mimo to błąd językowy jest niesamowicie kontrowersyjny i urasta wręcz do rangi podstawowej kwestii w nauce języka, i to zarówno z perspektywy ucznia, jak i lektora. Uczeń cały drży przed błędem, lektor zaś bije się z myślami: poprawiać czy nie poprawiać?

Zakupiłam niedawno książkę o interesującym tytule “Strategie poprawiania błędów w wypowiedzi ustnej”, jeszcze nie zaczęłam jej czytać, ale kwestia błędu frapuje mnie od dość dawna. Jak należy podejść do błędów?

Z perspektywy ucznia.

Mało który uczeń jest świadomy faktu, że błędy są czymś naturalnym i na etapie nauki nie są powodem do wstydu. Z obawy przed krytyką ze strony lektora woli milczeć lub powiedzieć jedno, starannie wcześniej opracowane zdanie niż stworzyć spontaniczną, lecz być może najeżoną błędami wypowiedź. Rolą lektora jest zmienić to podejście, rolą ucznia jest zrozumieć, że błędy są czymś naturalnym, ba, pozytywnym, bo można się czegoś dzięki nim nauczyć. Jeśli lektor kolejny raz już poprawi nam daną rzecz (rodzajnik, liczbę mnogą, czasownik czy cokolwiek), dla ucznia to sygnał, że powinien nad tym popracować, np.powtarzając reguły, robiąc ćwiczenia czy po prostu zwracając baczniejszą uwagę na ten konkretny aspekt języka. Jeśli nie wiemy, dlaczego tu akurat jest błąd językowy, po prostu zapytajmy, niech lektor to wyjaśni – bądźmy jednak gotowi na to, że powie, iż po prostu nie znamy jeszcze wymaganego w takim zdaniu trybu (np.congiuntivo czy condizionale). W tej sytuacji jest to znak, że może nasze wypowiedzi wymagają nieco uproszczenia, stosowania form, które już umiemy, a nie pchania się na nieznane nam jeszcze tereny. Pamiętajmy przy tym, że nie możemy bać się pytać lektora, prosić o wyjaśnienia – jeśli lektor okazuje nam pogardę, drwi z nas, nie daj Boże krzyczy, nazywa idiotami (tak, tak, zdarzają się i tacy) czy mówi “no jak możesz tego nie rozumieć?”, czym prędzej zmieńmy lektora, jeśli to możliwe. Nauczyciel po to dostaje pieniądze, żeby błędy tłumaczyć i objaśniać, nawet jeśli wydaje mu się to oczywiste.

Jeśli natomiast boimy się popełnić błąd w rozmowie z nativem, to uświadommy sobie pewną rzecz – Włoch doskonale wie, że jego język to nie bułka z masłem. Ba, jest zadowolony, że w ogóle może sobie pogadać w ojczystym języku, że ktoś próbuje się włoskiego nauczyć. Zauważcie, że nativi zazwyczaj nie poprawiają osób mówiących w ich języku, chyba że nie są w stanie ich zrozumieć. Jeśli jednak jakoś się dogadują, to po co tracić czas na poprawianie? Dochodzi tym samym do absurdalnych sytuacji, kiedy to osoby np.będące w związkach uczuciowych z Włochami, mieszkające od lat w Italii, robią koszmarne błędy językowe – właśnie dlatego, że nikt ich nie poprawia. Dlatego jeśli mamy poprosić kelnera o rachunek czy wdajemy się w pogawędkę z lokalnym handlarzem pamiątek, nie przejmujmy się błędami: on najczęściej w ogóle ich nie usłyszy i nie będą mu przeszkadzać.

Z perspektywy lektora

Pracując od lat w zawodzie nauczyciela włoskiego, wyrobiłam sobie pewne taktyki poprawiania błędów. Nie chcę się tutaj rozpisywać zbyt szeroko, bo planuję podzielić się z Wami wrażeniami po lekturze wspomnianej na początku książki, ale krótko mówiąc: nie uważam, że zawsze trzeba poprawiać błąd językowy. Jeśli uczeń ma akurat słowotok, rozgadał się, że aż miło słuchać i zdarzy mu się wtopa – trudno. Można wrócić do tego błędu później, omówić, co tam było nie tak, nie trzeba uczniowi przerywać – zwłaszcza co chwila. Samo proste poprawienie błędu to z kolei za mało, chyba że poprawiamy coś, co uczeń wie doskonale, np. mówi “le cose importante”, a lektor machinalnie poprawia “le cose importanti”. Myślę, że w takiej sytuacji nie ma co się na tym błędem rozwodzić, bo uczeń wie, dlaczego tak, a nie inaczej:tu samo poprawienie może utrwalić w pamięci ucznia właściwą formę. Jeśli błąd jest bardziej skomplikowany i poważny, warto zatrzymać się nad nim na chwilę, zrobić krótką dygresję, np.nie mówimy i mani, tylko le mani, bo jest to wyjątek. Czasem wystarczy po prostu zatrzymać ucznia (ja robię wtedy taki charakterystyczny dźwięk : e-e, czasem podnosząc przy tym rękę), żeby sam odkrył, jaki zrobił błąd i sam się poprawił. Czasem można zapytać: “Sono andato in Roma” – co nie brzmi w tym zdaniu? Dzięki temu uczeń po prostu nie tylko przyjmie do wiadomości, ze zrobił błąd, ale też sam odkryje, jaki i dlaczego.

Eksperci i pseudoeksperci

Może teraz zapytacie, jak się ten mój wywód ma do innego wywodu, o którym możecie przeczytać tutaj – żeby mówić poprawnie. Już mówię. Są takie osoby, od których naprawdę można i trzeba wymagać, żeby nie popełniały błędów. Mam tu na myśli przede wszystkim nauczycieli, osoby od lat mieszkające we Włoszech i oczywiście – tych, którzy pozują na ekspertów od włoskiego. Zaznaczę przy tym od razu: rzeczą ludzką jest błądzić i jeśli popełni się błąd, to zwykle nic takiego się nie dzieje, pod warunkiem, że ten błąd się poprawi i przyzna się do niego. Jeśli błędy popełnia się jednak notorycznie,to jednak trzeba pomyśleć, co by tu zrobić, aby ich uniknąć. Może wystarczy więcej skupienia, może wystarczy przejrzeć jeszcze raz repetytorium gramatyczne czy reguły pisania po włosku? Czasem na różnych grupach widzę pytania o różne kwestie językowe i pod spodem miliony odpowiedzi, od których włos się na głowie jeży, ewidentnie wskazujące, że autor, mimo najlepszych chęci, nie ma pojęcia, o czym mówi.  Dlatego też a) unikajmy poprawiania innych, jeśli sami ekspertami nie jesteśmy i b) jeśli będąc i czując się ekspertami, popełnimy błąd językowy, powiedzmy po prostu: tak, masz rację. Nie mówi się tak, mówi się inaczej. Dzięki za zwrócenie uwagi. Naprawdę, świat od tego się nie zawali. W końcu błędy są od tego, żeby się na nich uczyć. Ja, na przykład, nigdy nie zapomnę, że rzeczownik senzatetto jest nieodmienny (czytaj tutaj). Bo uczę się na błędach.

Aleksandra: kompletnie zwariowana na punkcie Włoch, włoskiego i wszystkiego, co się z włoskim łączy.