Co drażni uczących się włoskiego?

Co drażni uczących się włoskiego?

Nie wiem dlaczego, ale kiedy zaczęłam się uczyć włoskiego, spotykałam się z bardzo różnymi reakcjami. Z niewiadomych przyczyn moja nauka tego języka budziła mocne zdziwienie. Dlaczego? Do dziś tego nie rozumiem. W każdym razie wyodrębniłam cztery teksty, które mnie w owym czasie naprawdę bardzo irytowały.

  1. Po co ci ten włoski?

Najgłupsze pytanie ever. Będę sobie nim podłogę wycierać. Wiadomo, że każdy ma jakieś tam swoje motywy, skłaniające do nauki – do pracy, dla przyjemności, dla zabicia czasu, by móc się komunikować z Włochami – ale pytanie “po co ci” sugeruje, że to jakiś chwilowy kaprys i rzecz całkowicie nieprzydatna. Jeszcze głupszy jest komentarz “przecież dogadasz się po angielsku”. No jasne. Powodzenia. Niby jest faktem, że włoski używany jest tylko w jednym kraju na świecie (to nie do końca prawda), ale to nie znaczy, że jest nieprzydatny! Fakt, że teraz mam własną szkołę i wielu uczniów, zamknął krytykom usta, ale muszę powiedzieć, że nadal mnie to pytanie wyjątkowo drażni.

https://kwejk.pl/obrazek/3247529/jezyk-wloski.html

  1. Masz jakiegoś chłopa w tych Włoszech?

Odkąd skończyłam 30 lat i mam stałego partnera – Polaka, nikt tego pytania mi już nie zadaje, ale gdy byłam młoda, blondwłosa i znacznie bardziej powabna niż obecnie, padało ze wszystkich stron. Wydawało się, że mój entuzjazm do nauki języka i ciągłe wyjazdy do Italii muszą mieć jakieś drugie dno. No niemożliwe, żeby komuś się po prostu spodobał język włoski ot tak, bez powodu! Dla szczególnie dociekliwych: związałam się z Włochem dopiero wtedy, gdy po włosku mówiłam już biegle i od dłuższego czasu byłam już nauczycielką.

  1. A, włoski, jest TAKI łatwy!

Strasznie. Faktycznie. W Rzymie nawet dzieci mówią po włosku. Każdy przecież umie powiedzieć “pizza, sole, mandolino”! Od tego tekstu, który słyszę po dziś dzień, dostaję wprost piany na ustach. Otóż NIE. Bez względu na to, jak bardzo nam się wydaje, że to bułka z masłem – włoski to skomplikowany twór, o rozbudowanej gramatyce, wielu dialektach i niesłychanie szybkim tempie mówienia. Mówienie o nim, że jest łatwy, jest nie tylko dyskredytowaniem mojej pracy – i pracy wszystkich, którzy się włoskiego uczą – ale przede wszystkim głupawym stereotypem i bardzo żenującą nieprawdą.

  1. Gnoczi, bruszetta i maciato

W nawiązaniu do punktu 3 – skoro ten nasz włoski jest taki łatwy, to skąd się biorą te językowe potworki w rodzaju “gnoczi”, “taGliatelle”, “bruszetta” i inne? Pół biedy, jeśli mówi tak osoba, która do knajpy włoskiej chodzi raz na ruski rok – ja też przecież nie wypowiadam na pewno poprawnie nazw będąc np. we francuskim bistro. Ale jeśli podobne błędy popełnia np. znana na całą Polskę restauratorka lub jeśli znajdziemy takie byki w menu restauracji nazywającej się “włoską”, to znaczy, że coś jednak nie gra. Nie wiem, czy Wam też witki opadają na widok niektórych menu, ale ja regularnie dostaję drgawek.

zdjęcie dzięki uprzejmości Kuby z bloga Italia nel cuore

Ciekawa jestem, czy Wy też spotykacie się z takimi komentarzami i czy też Was tak drażnią, czy może macie do tego zdrowy dystans? A może wkurza Was coś innego? Dajcie znać w komentarzach, jestem bardzo ciekawa, co drażni uczących się włoskiego!

Aleksandra: kompletnie zwariowana na punkcie Włoch, włoskiego i wszystkiego, co się z włoskim łączy.