Drodzy Czytelnicy SPA,
Na blogach językowo-kulturowych toczy się nowa, fantastyczna akcja, zatytułowana „Miesiąc Języków”. Zajmujemy się w niej wyszukiwaniem związków między różnymi językami i kulturami… jest zabawnie, nie miejcie wątpliwości 🙂 Więcej szczegółów znajdziecie na blogu kulturowo.językowi. A pod wpisem oczywiście lista blogów, które też piszą dzisiaj o chińskim… bo dzisiaj padło na język chiński! Co chiński ma wspólnego z włoskim?
Ano ma ma! I nie mówię tu o Marco Polo, który ponoć przywiózł z Chin to, czym Włosi szczycą się do dzisiaj, mianowicie spaghetti, ani też o popularności chińskich sklepów we Włoszech („brakuje Ci pilniczka/klapek/sprayu na komary/miseczek z plastiku itp. – idź do Chińczyków) ale o … zwrotach i wyrażeniach związanych z szeroko pojętą chińszczyzną.
Mamy więc na przykład wyrażenie „andare fino in Cina” (jechać aż do Chin), co oznacza jechać hen precz bardzo daleko, albo w jakieś niebezpieczne miejsce. Powiedzonko wywodzi się stąd, że przez lata Chiny były dla Włochów krajem dalekim i pełnym niebezpieczeństw, ale też magicznym, bajecznym i cudownym, w którym można dokonać wielu odkryć. Podobne nawiązanie spotkamy w wyrażeniu „parlare cinese”, (mówić po chińsku), co użyte figuratywnie oznacza posługiwanie się trudnym, niezrozumiałym językiem, tak, że inni nie mogą nas zrozumieć. Często używane jest w kłótniach, kiedy ta druga strona po prostu nas nie rozumie: „Ma scusa, parlo cinese?!” (No czy ja mówię po chińsku?!).
Możemy też mówić o „lavoro cinese”, czyli pracy bardzo ciężkiej, długiej i żmudnej, wymagającej cierpliwości i dokładności: tu oczywiście odwołujemy się do powszechnej opinii, że Chińczycy są fantastycznymi , niezwykle zręcznymi i precyzyjnymi rzemieślnikami. Podobnie zresztą jak w powiedzeniu „gioco delle scatole cinesi” (gra w chińskie pudełka), co oznacza sytuację, której końca nie widać, gdyż ciągle dochodzą jakieś nowe elementy. Chińskie pudełka to zabawka podobna do rosyjskiej matrioszki: składa z pudełeczek różnej wielkości, które wchodzą jedno w drugie.
Na koniec taka ciekawostka: kiedy Włosi wznoszą toast, bardzo często mówią „cin cin”, co rozumie się jako „na zdrowie”. Językoznawcy twierdzą, że wzięło się ono własnie z chińskiego! Miałoby pochodzić z chińskiego Ch’ing Ch’ing, co oznacza „proszę, proszę”. Pojawiają się teorie, że słowo to przywiózł do Włoch Marco Polo, który prawdopodobnie usłyszał je na jednym z licznych bankietów.
Zatem Włosi zawdzięczają Chińczykom nie tylko spaghetti, ale i toasty! 🙂
Pozostałe blogi biorące udział w akcji:
Biały Mały Tajfun – Yunnański dialekt, czyli o dzieciach, wilkach i butach –
O języku kirgiskim po polsku – Kirgizi w Chinach
Niemiecka Sofa – Niemieckie Chinatown
Językowy Precel – John Rabe
Szwecjoblog – Co szwedzka pomarańcza ma wspólnego z Chinami? –