Zwiedzanie Perugii – część I

Zwiedzanie Perugii – część I

Perugia była od dawien dawna moim celem. Nie zliczę, ile razy próbowałam ją umieścić w moich wakacyjnych planach, ale z uwagi na liczną konkurencję (zawsze było jakieś ważniejsze miejsce, które trzeba zobaczyć) nigdy mi się to nie udało. W ubiegłym roku jednak decyzja zapadła: jadę do Perugii i koniec, Perugia mnie woła, muszę tam jechać.

centro400

Ten obrazek mnie wołał. http://www.perugiaonline.it/shopping_perugia_shops.html

Moment, prawdę mówiąc, nie był doskonale wybrany. Po pierwsze, wracałam z kursu w Pordenone, czyli byłam po czterech tygodniach spędzonych w podróży. Oczywiście byłam zachwycona, najedzona, udawało mi się nawet czasem zrobić pranie, ale jednak powoli zaczynałam tęsknić za własnym łóżkiem i  za wrzuceniem wszystkich ciuchów do pralki. Po drugie, moja walizka, ciężka już w Polsce, po owych czterech tygodniach podwoiła gabaryty, wypchana pamiątkami, prezentami dla mnie i dla innych, książkami, materiałami z kursu, ciuchami kupionymi bardzo okazjonalnie, gazetami, jedzeniem na drogę, dwiema butelkami wina z winnicy we Friuli (4,50 euro za butelkę, a smak godzien wszystkich gwiazdek Michelina), kamyczkami z plaży i tym podobnymi duperelami. Po trzecie wreszcie, włoskie koleje nie przewidziały, że ktoś pragnąłby przemieścić się pociągiem z jednej stolicy regionu (Wenecja) do drugiej (Perugia) bez przesiadek i choć w linii prostej nie jest to wcale tak daleko, okazało się, że muszę się przesiąść we Florencji. Co oznaczało, że muszę wstać bladym świtem, dopchać walizkę na dworzec, pojechać do Wenecji, wziąć pociąg do Florencji, wysiąść we Florencji i wziąć pociąg do Perugii, po to, by znaleźć się w tej ostatniej o godzinie 16. Osiem cholernych godzin w cholernych włoskich pociągach z klimatyzacją włączoną na full i z walizką ważącą grubo ponad przepisowe 15 kilo! Mam nadzieję, że jesteś tego warta, cholerna Perugio – mamrotałam ze złością, pokonując kolejne odcinki trasy. Nie muszę dodawać, że na Santa Maria Novella we Florencji czekała słodka niespodzianka: wszystkie pociągi jadące z Florencji na południe miały gigantyczne opóźnienie, a stacja pękała w szwach od zirytowanych podróżnych. Gdyby nie bagaż, wykorzystałabym okazję i pognała przywitać się z centrum Florencji, ale niestety – waliza trzymała mnie na miejscu. Udało mi się jedynie zjeść jakieś spóźnione śniadanie w dworcowym barze.

Perugia

Ten obrazek też mnie wołał. http://www.turistafaidate.it/perugia-4299

Kiedy w końcu udało mi się nam – mnie i mojej walizce – dobić do Perugii, mały łut szczęścia: okazało się, że wynajęty pokój jest bardzo blisko dworca. Piechotą ze dwie minuty bez walizki. Z walizką i w upale – około dwudziestu, ale gdy opływając potem udało mi się dotrzeć do upragnionego lokum, byłam więcej niż zadowolona. Spytałam uprzejmej gospodyni, jak dostać się do centrum, piechotą, bo zamierzałam oszczędzić na środkach komunikacji. Pani poinformowała mnie, że piechotą się nie da i że muszę wsiąść w minimetro. Nie chciałam wsiadać w minimetro, ale podziękowałam i udałam się w kierunku, który wydawał mi się prowadzić do centrum.  Kiedy kolejne zapytane osoby powiedziały mi, ze należy wsiąść w minimetro i że piechotą nie dotrę, zrewidowałam poglądy. Było dość późne popołudnie, byłam okropnie głodna i spragniona zabytków, a cały mój pobyt w Perugii miał trwać zaledwie dobę, pomyślałam więc, że krajoznawcze osiągnięcia w postaci odkrycia trasy do centrum zostawię na inną okazję. Kupiłam bilet i udałam się na stację minimetra. Kiedy już do niej dotarłam, mocno zwątpiłam we własną inteligencję – ostatecznie wiem, jak wygląda metro, nawet mini: to taki pociąg, który jeździ pod ziemią. Dlaczego więc nie było schodów prowadzących w dół, a tylko w górę? Gapiąc się podejrzliwie na wszystkie strony, wspięłam się na owe schody i zobaczyłam coś jakby peron, zasłonięty grubą szybą i szyny. Po szynach zaś ewidentnie coś jechało. Wytrzeszczyłam oczy i z przerażeniem ujrzałam malutki blaszany wagonik, kompletnie pusty, nie było w nim n i k o g o, przede wszystkim nie było żadnego kierowcy!

MiniMetro-PERUGIA

Minimetro. Tja… http://visitperugia.com/transport-in-perugia/minimetro/

Wagonik podjechał do grubej szyby, która rozsunęła się automatycznie, i otworzył drzwi. Stałam jak słup i nie mogłam się ruszyć. Mam lekką klaustrofobię i lęk wysokości, więc sama myśl , że mam wsiąść do metalowej puszki, która jedzie sama po szynach paręset metrów na ziemią, przyprawiała mnie o mdłości. Gdyby nie głód i szaleńcza chęć obejrzenia centrum tej piekielnej Perugii, pewnie bym się poddała, ale wzięłam się w garść, tyle że wagonik już odjechał. Za chwilę przyjechał następny, wsiadłam z duszą na ramieniu i starałam się tylko nie patrzeć w dół. Po pięciu przystankach wysiadłam na miękkich nogach i długo usiłowałam się uspokoić – zdecydowanie nie polubiłam tego środka transportu, ale w końcu udało mi się przeżyć, więc wspięłam się wyżej – uliczką prowadzącą do centrum.

A co było w centrum, czy było warto i dlaczego znienawidziłam przerwę obiadową – o tym dowiecie się w kolejnym odcinku!

Ps. Jeśli zastanawiacie się, jak z cholernie ciężką walizką udało mi się wrócić do domu, to Wam powiem. Dopiero na lotnisku w Ciampino przyszło mi do głowy, że moja walizka przekracza wszelkie dopuszczalne normy i że będe musiała albo dopłacić, albo coś wyrzucić. Zapłacenie nie wchodziło w rachubę, jechałam na ostatnich euro, wyrzucenie tym bardziej, przecież nie będę wyrzucać ciuchów ani książek! W desperacji pomyślałam, że chyba oddam celnikom moje wino… Zgnębiona podeszłam do stanowiska, na którym stał pan z Ryanaira, tenże pan postawił walizkę na wadze… waga, niestety,wskazała 18 kilo. Zmartwiałam, ale pan, nawet na mnie nie patrząc, położył palec na ustach, szepnął „ciii” i wręczył mi kartę pokładową, a moja walizka spokojnie odjechała na taśmie! Była to jedna z najszczęsliwszych chwil mojego życia. Co nie zmienia faktu, że w Ciampino właśnie urwało mi się kółko od walizki i trasę Modlin – Łódź pokonywałam, ciągnąc bagaż po ziemi. Całe szczęście, że nie na piechotę, bo już by mnie szlag kompletnie trafił.

 

Aleksandra: kompletnie zwariowana na punkcie Włoch, włoskiego i wszystkiego, co się z włoskim łączy.