Traktat o błędach, poprawności i gramatyce

Traktat o błędach, poprawności i gramatyce

Tekst dedykuję Jakubowi Kubce, autorowi bloga Italia nel cuore, z podziękowaniem za to, że myślimy tak samo

Ostatnio trafiłam w internecie, w jednym z tych miejsc, gdzie każdy uważa się za eksperta, na dość ciekawą dyskusję. Nie pomnę już, jaki temat gramatyczny wywołał dysputę, ale wnioski z burzy sprowadzały się do jednego: nie ma sensu zawracać sobie tym głowy, bo sami Włosi popełniają w tej kwestii błędy.

Muszę przyznać, że włosy mi stanęły dęba na głowie po usłyszeniu tej wolty, a ilość komentarzy, jakie zaczęły mi się pchać na usta, przerosła wszystko. Zbiega się to zresztą z szalenie popularną, a niesłychanie wkurzającą teorią o tym, że nie trzeba się uczyć gramatyki, tylko przyswajać język „naturalnie”, „tak jak Włosi”. Teoria ta doprowadza mnie do szewskiej pasji. Przyjrzyjmy się sprawie od początku.

Jakie błędy popełniają Włosi?

Panuje powszechne przekonanie, że Włosi robią mnóstwo błędów językowych. Nie uważam, by było to do końca prawdziwe. Po pierwsze, ilość i jakość popełnianych błędów zależy rzecz jasna od poziomu wykształcenia i miejsca zamieszkania danego Włocha. Z całym szacunkiem, pan pomocnik kucharza z dajmy na to apulijskiej wioski, który skończył dwie klasy szkoły podstawowej, w istocie może mówić z błędami. Pan prawnik z Mediolanu czy lekarz z Rzymu już niekoniecznie. Zakładanie, że Włosi nie potrafią mówić w ich własnym języku jest bardzo krzywdzące dla nich jako całej nacji i wychodzi na to, że uważamy ich – rodaków Dantego, Da Vinci i Michała Anioła – za kompletnych palantów.

Odrębną kwestią jest fakt, że Włosi nader często posługują się rozmaitymi dialektami, narzeczami czy wreszcie wariantami włoskiego, w zależności od miejsca zamieszkania. Pisałam swego czasu o pewnych przyzwyczajeniach językowych Włochów z Lombardii [klik]– np. o używaniu rodzajników przed imionami. Pytanie, czy to, co my uznamy za ich błąd, rzeczywiście można nim nazwać, skoro wynika on ze specyfiki danego regionu? Język jest narzędziem elastycznym i trzeba o tym pamiętać.

Rzecz jasna, nie oznacza to bynajmniej, że wszyscy  Włosi są geniuszami i mówią perfekcyjnie po włosku. Jednak rodzaj błędów, jakie popełniają, jest specyficzny. Włoch może zapomnieć o congiuntivo, może użyć w zdaniu warunkowym dwa razy condizionale, może popełniać masę błędów ortograficznych (apostrof, h nieme, pultroppo to tylko przykłady), ale nie powie na przykład il studente albo nie pomyli odmiany czasownika. To są rzeczy, które po prostu ma w głowie, tak jak żaden Polak, nawet kompletnie pijany, nie powie „idę do kuchnia”.

https://maurizioreale.it/conoscere-il-significato-dei-codici-di-errore-presenti-nella-terza-pec

Komunikacja a poprawność

Jest rzeczą oczywistą, że uczący się włoskiego popełniają błędy. Byłoby nienormalne ich nie popełniać. Jednak powinna nam przyświecać idea, by te błędy wychwytywać, rozumieć i więcej ich nie popełniać. Uczenie się na zasadzie „nieważne jak powiem, byleby mnie zrozumieli” jest pozbawione sensu. No chyba że uczymy się po to, żeby zamówić kawę po włosku albo poszpanować w towarzystwie, że umiemy powiedzieć  „Ciao bella” – wtedy ok, nie będę polemizować. Ale jeżeli chcemy naprawdę dobrze mówić po włosku lub, co gorsza, uczymy się po to, żeby uczyć innych, naprawdę warto uczyć się porządnie. Co nie znaczy, że mamy milczeć z obawy, że popełnimy błąd – przecież tylko jeśli zaczniemy mówić, będzie można ewentualne błędy wychwycić i poprawić.

Uczmy się gramy

Jestem zagorzałą przeciwniczką różnych metod „naturalnych” i „bez gramatyki”, których poplecznicy usiłują nam wmówić, że wystarczy zacząć mówić, a poprawność „przyjdzie sama”. Guzik prawda. Fakt, moje zajęcia oparte są głównie na rozmowach, ale zawsze znajdę czas na gramatykę. Uważam, że stanowi ona kręgosłup języka, bez którego będziemy po prostu kulawi. I nie – nie nauczymy się jej ze słuchu. I nie – nie ma co jej odkładać na później.

http://www.mythfolklore.net/medieval_latin/14_hrotsvitha/supp/grammatica.htm

Miałam kiedyś zastępstwo za koleżankę z uczennicą, która nauczyła się włoskiego ze słuchu. Miała męża Włocha, pracowała we włoskiej firmie. Mówiła biegle i z pięknym akcentem, miała duży zasób słownictwa i znała dużo kolokwialnych wyrażeń. Gramatycznie natomiast to była tragedia. Nie mogłam pozbyć się dysonansu poznawczego – z jednej strony słyszałam piękne brzmienie języka, z drugiej błędy gramatyczne były wprost rozpaczliwe. Dlaczego owa pani przyszła na lekcję włoskiego? Z dwóch powodów. Po pierwsze, jej włoski szef nie mógł pozwolić sobie na to, żeby pracownik tak kaleczył język. Po drugie, miała małą córeczkę, dopiero uczącą się mówić i… cóż, ojciec małej nie chciał, żeby dziecko przyswajało takie błędy. Tylko że już było za późno. Jeśli ktoś przez sześć lat mówił „il studente” „ho andato”, „penso che ha” i tak dalej, i nikt go nie poprawiał, to jest to praktycznie nie  do wyleczenia. Zmiana przyzwyczajenia wymaga żmudnej pracy i masy czasu. I wcale nie jestem pewna, czy w ogóle jest możliwa.

Dlatego – uczmy się gramatyki. Poprawnie. Pracujmy nad tym, żeby mówić poprawnie. Nigdy nie wiadomo, co nas w życiu spotka i szybko może się okazać, że nasze „Kali mówić, Kali jeść” jest niewystarczające.

Aleksandra: kompletnie zwariowana na punkcie Włoch, włoskiego i wszystkiego, co się z włoskim łączy.