Piekło według Pasoliniego

Piekło według Pasoliniego

Pier Paolo Pasolini, artysta, o którym Wam już pisałam, to jedno z najgłośniejszych nazwisk w historii włoskiego filmu. Skandalista, zdeklarowany homoseksualista (w czasach, kiedy coming out nie był bynajmniej na porządku dziennym), reżyser i scenarzysta, geniusz. Ale też twórca filmu, o którym wielu widzów wolałoby zapomnieć.

„Salò, czyli 120 dni Sodomy”, bo o tym filmie mowa, to ostatnie dzieło Pasoliniego, nakręcone w 1975 roku – reżyser nie dożył premiery, bo został bestialsko zamordowany. Film, który wzbudził takie emocje, oburzenie i niesmak, że został ocenzurowany, a jego dystrybucja przez wiele lat była zakazana. Dlaczego?

Pasolini, tworząc swój film, czerpał co najmniej z trzech źródeł: dwóch literackich, to jest  „120 dni Sodomy czyli szkoła libertynizmu” autorstwa markiza de Sade oraz z „Boskiej Komedii” Dantego, oraz z historii: osadził bowiem akcję w ostatnich latach wojny, w Republice Salò, ostatnim bastionie Mussoliniego i faszyzmu. Nie jest to jednak dosłownie film historyczny ani wojenny. Opowiada o czterech wpływowych (fikcyjnych) postaciach Republiki Salò – księciu, przewodniczącym sądu, bankierze i biskupie (reprezentują oni filary władzy włoskiej: władzę rodową, sądowniczą, finansową i kościelną) którzy porywają z wiosek otaczających miasteczko Salò grupę młodych chłopców i dziewcząt pochodzących z rodzin otwarcie antyfaszystowskich. Porwani zostają umieszczeni w pałacu na odludziu, gdzie zostają poddani serii okrutnych tortur fizycznych, psychicznych i seksualnych. Krótko mówiąc, stają się ofiarami seksualnych, wypaczonych fantazji swoich „panów” – owa nieprawdopodobnie brutalna fantazja zaś nie zna granic.

salomani

http://distribuzione.ilcinemaritrovato.it/salo-o-le-120-giornate-di-sodoma

Przez cały film widz obserwuje coś, co można nazwać tylko dantejskim piekłem (stąd moje wcześniejsze nawiązanie do „Boskiej Komedii”, o którym mówił zresztą sam Pasolini). Wachlarz tortur stosowanych na młodych ludziach jest szeroki i potworny: gwałty, okaleczanie, upokarzanie, zmuszanie do jedzenia odchodów, ludzkich genitaliów i jedzenia pełnego gwoździ – lista nie ma granic, a każda kolejna potworność jest okrutniejsza od poprzedniej. Dodatkowy efekt grozy zapewnia delikatna, piękna muzyka (m.in. Chopina i Ennio Morricone) towarzysząca koszmarnym scenom. Całość to tortura psychiczna dla widza, który z coraz większym trudem może znieść prezentowane obrazy.

Pytanie brzmi: ale po co? Po co pokazywać tak bezgraniczne okrucieństwo, w dodatku tak dosłownie i naturalistycznie? Po co taka pornografia śmierci? Cóż, Pasolini, którzy wiedział doskonale, ze szykuje gigantyczny skandal, tlumaczył, że jego film to nic innego jak krytyka faszyzmu i – szerzej – totalitaryzmu. „Salò…” pokazuje, do czego może doprowadzić człowiek, gdy dostaje do ręki nieograniczoną władzę nad drugim człowiekiem. Władzę w majestacie prawa, dodajmy. Niektórzy krytycy wskazywali, że poprzez swój film Pasolini chciał paradoksalnie walczyć ze społeczeństwem skłonnym do przemocy i do uznawania wyższości jednostki nad masami – ostatecznie zresztą sam stał się ofiarą bestialskiej przemocy (być może częściowo również na podłożu seksualnym; sprawa śmierci reżysera nie jest do końca jasna), co dodaje jeszcze filmowi wyrazu i siły.

Otwartą kwestią pozostaje pytanie, czy trzeba było aż tak ostro i dosłownie pokazywać okrucieństwo. Czy artystyczna walka z ustrojami totalitarnymi nie mogła być jednak w dobrym guście, lecz musiała epatować przemocą do granic wytrzymałości? Czy to jest jeszcze arcydzieło, jak mówią niektórzy, czy tylko skandaliczne pokazanie krwawej jatki? Ponadto dochodzi też argument, że w zalewie potworności widz nie do końca uświadamia sobie ów związek z faszyzmem – widzi okrutne bestie pastwiące się nad niewinnymi, ale to, że bestie są faszystami i dysponują ogromną władzą, staje się kwestią drugorzędną. Sądzę, że każdy musi sobie na to pytanie sam odpowiedzieć. Jeśli oczywiście ma siłę i odwagę obejrzeć to koszmarne arcydzieło. Do czego nie zachęcam – mimo szacunku dla twórczości Pasoliniego – osób wrażliwych: może naprawdę poważnie zachwiać psychiką i śnić się po nocach.

Aleksandra: kompletnie zwariowana na punkcie Włoch, włoskiego i wszystkiego, co się z włoskim łączy.